Przywódca głównej partii opozycyjnej Malezji został oskarżony o zakazane w kraju stosunki homoseksualne. W obawie o swoje bezpieczeństwo schronił się w tureckiej ambasadzie.
Ibrahima Anwara o karalną w Malezji sodomię oskarżył jeden z jego współpracowników. Sam polityk i jego prawnicy uważają jednak oskarżenie za bezpodstawne i motywowane chęcią wykluczenia Anwara z walki o władzę.
Polityczne wrabianie opozycji?
Oskarżenie pojawiło się bowiem zaledwie dwa miesiące po skończeniu się 10-letniego okresu zakazu sprawowania funkcji publicznych przez Anwara. W 1998 r. jako wicepremier został on skazany za korupcję. Oprócz kary więzienia nałożono wtedy na niego zakaz zajmowania stanowisk państwowych.
Dodatkowo tezę obrońców Anwara uwiarygadnia kryzys polityczny w Malezji i kłopoty partii rządzącej. W marcu straciła ona władzę w pięciu z 13 malezyjskich stanów oraz większość 2/3 w parlamencie centralnym, a opozycja zaczęła pod wodzą Anwara zyskiwać coraz większy wpływ na Malezyjczyków.
Oskarżony chce współpracować
Sam Anwar schronił się na kilkadziesiąt godzin w ambasadzie Turcji w Kuala Lumpur, ale nie starał się o azyl. Jak tłumaczył, zrobił to tylko z "humanitarnych względów" i obawy o swoje życie. Żona polityka dodaje, że jej mąż zamierza współpracować z policją w wyjaśnieniu sprawy.
W Malezji za kontakty homoseksualne między mężczyznami są zagrożone wysoką karą więzienia.
mtom/tr
Źródło: PAP, tvn24.pl