Wychodzące na jaw okoliczności śmierci amerykańskiego komandosa w Mali zaczynają przypominać historię, która nadałaby się na scenariusz filmu sensacyjnego. Według mediów w USA, nie był to przypadek, ale morderstwo z rąk dwóch innych komandosów. W tle zaś są pieniądze przeznaczone na opłacanie miejscowych współpracowników.
Po jej ujawnieniu przez media w październiku śmierć sierżanta Logana Melgara wywołała duże poruszenie w siłach specjalnych wojska USA. Melgar był doświadczonym żołnierzem jednostki zielonych beretów, komandosów US Army. W Mali pracował jako "doradca" amerykańskich dyplomatów i lokalnych władz walczących z ekstremistycznymi bojówkami islamskimi.
Śmiertelne podduszenie
Według najnowszych ustaleń portalu The Daily Beast, Melgar został celowo zamordowany przez dwóch żołnierzy z jednostki komandosów US Navy - SEALs. Kluczem do wyjaśnienia tajemnicy jego śmierci ma być fakt, że nie był fanem alkoholu. Pijał tylko okazjonalnie. Sekcja zwłok miała wykazać, że w dniu swojej śmierci na pewno tego nie robił. Nie zażywał też żadnych narkotyków.
Dwaj komandosi SEALs zeznali natomiast, że jego śmierć była wypadkiem związanym z alkoholem. Według narracji obu żołnierzy, 4 czerwca ćwiczyli wspólnie z Melgarem walkę wręcz. Nie wykonywali wspólnie zadań, ale mieszkali w jednym mieszkaniu w stolicy Mali, Bamako. Tego dnia mieli sporo wypić i się siłować. Melgar miał stracić przytomność po chwycie duszącym.
Przy pomocy innego żołnierza mieszkającego w tym samym budynku komandosi zawieźli nieprzytomnego mężczyznę do pobliskiej kliniki, ale tam stwierdzono już zgon z powodu niedotlenienia mózgu.
Bo nie lubił alkoholu
Śmierć komandosa wydała się podejrzana pracownikom ambasady i lokalnym dowódcom wojska USA. Natychmiast wszczęto dochodzenie kryminalne, które pozostaje tajne. The Daily Beast twierdzi jednak, że zdobył część dokumentów i nawiązało kontakt z pięcioma żołnierzami mającymi informacje na jego temat.
Ponieważ sekcja zwłok Melgara szybko wykazała, że był zupełnie trzeźwy, wersja wydarzeń przedstawiona przez komandosów SEALs stała się mało wiarygodna. Ze śledczymi miała się dodatkowo skontaktować żona zmarłego, której ten miał pisać z Afryki, że "ma złe przeczucia" odnośnie dwóch partnerów. Nie chciał jednak przekazywać szczegółów przez internet i powiedział, że powie jej wszystko, "jak się zobaczą".
Według dwóch informatorów portalu, Melgar odkrył, iż dwóch jego kolegów defrauduje fundusze przeznaczone na opłacanie lokalnych informatorów oraz współpracowników. To tak zwane "czarne fundusze" służące celom, które w innych państwach zachodnich mogłyby zostać uznane za sprzeczne z prawem. Mieli zaoferować mu udział, ale komandos US Army ofertę odrzucił.
Zła sława elitarnego oddziału
Potencjalne morderstwo jednego żołnierza przez dwóch innych wywołuje duże emocje w stosunkowo niewielkim i hermetycznym środowisku amerykańskich komandosów. Jak zaznacza The Daily Beast, eksperci "mają poważny problem, aby przypomnieć sobie choć jeden taki przypadek z przeszłości". Zwłaszcza że SEALs mają istotne problemy ze swoim wizerunkiem.
Znani powszechnie jako "foki" (ang. - seals) komandosi ci są ukazywani w kulturze masowej niczym bez mała herosi, biorący udział w najtrudniejszych misjach i wychodzący z nich bez szwanku. Występują w filmach, grach i książkach. Zwłaszcza te ostatnie stały się znakiem firmowym SEALs, ponieważ kilku byłych członków formacji zdecydowało się spisać wspomnienia, przez co narazili się na szydercze reakcje reszty środowiska, bardzo ceniącego sobie skrytość, a pogardzającego sławą. Fora odwiedzane przez amerykańskich wojskowych są pełne sarkastycznych komentarzy o tym, jak to komandosi SEALs zajmują się głównie zgrywaniem herosów i pisaniem biografii, podczas gdy inne formacje (w tym zielone berety) wykonują prawdziwą pracę w cieniu.
Dodatkowo w mediach pojawiły się w tym roku zarzuty pod adresem jednego z oddziałów SEALs, nazywanego Team 6 (albo DEVGRU). To ten, którego członkowie zabili w Pakistanie Osamę bin Ladena. Dwaj komandosi zamieszani w potencjalne morderstwo kolegi, też do niego należą. Według śledztwa portalu The Intercept, żołnierze Team 6 dopuszczali się w Afganistanie i Iraku zbrodni wojennych oraz wielu innych działań sprzecznych z prawem czy zasadami wojska USA.
Mieli między innymi zabijać śpiących czy rannych wrogów, przystawiając im lufę do czoła w specyficzny sposób, tak aby wystrzał rozorywał czaszkę, odsłaniając mózg - nazywali to "robieniem kanoe". Podobnie "rozwinęli" też sposób zdejmowania skalpów z wrogów przy pomocy tomahawków. O wszystkim miało wiedzieć dowództwo zespołu, ale nie reagowało. Rzekomo traktowano to jako element kampanii presji psychicznej na wrogów. Miał to być znak charakterystyczny Team 6. Dziennikarze zarzucają SEALs, że nie przykładają należytej uwagi do kontroli podwładnych i przyzwalają na takie zachowania, niegodne żołnierza USA. Pentagon oficjalnie do takich zarzutów się jednak nie odnosi. Podobnie jak nikt w wojsku USA oficjalnie nie komentuje śledztwa w sprawie śmierci Melgara, poza przyznaniem, że takowe się toczy.
Autor: mk\mtom / Źródło: The Daily Beast, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Army