Słowaccy leśnicy odstrzelili w środę niedźwiedzia, najprawdopodobniej tego, który od kilku tygodni atakował ludzi i zwierzęta po obu stronach granicy. Nasi południowi sąsiedzi mieli zgodę na zabicie agresywnego zwierza.
Niedźwiedzia zabito wczoraj około godz. 19 we wsi Javorina na terenie Słowackiego Tatrzańskiego Parku Narodowego. Przed niebezpiecznym niedźwiedziem ostrzegali zarówno pracownicy polskiego TPN, jak i ich słowaccy koledzy. Niedźwiedź po raz pierwszy zaatakował 22 kwietnia. Wówczas ranny został słowacki drwal, który pracował koło Łysej Polany.
Kolejny atak miał miejsce pięć dni później. Tym razem niedźwiedź także rzucił się na słowackiego drwala. Mężczyzna z mocno pogryzionymi plecami i ręką walczył o życie w szpitalu w Popradzie. Niedźwiedź atakował tez po polskiej stronie. Jego ofiarą padł koń, który stał w zaprzęgu.
- Niedźwiedź stanął na metr przed koniem na tylnych łapach. Koń zaczął wierzgać broniąc się przed atakiem i w tej sytuacji do akcji wkroczyli robotnicy, którzy z piłami spalinowymi zaczęli tego niedźwiedzia straszyć hałasem. Niedźwiedź uciekł zaledwie na 3 metry i dopiero kiedy przyszedł jeszcze nasz podleśniczy, to wspólnymi siłami, okrzykami tego niedźwiedzia udało się spłoszyć - relacjonował dyrektor TPN Paweł Skawiński.
Duże zwierzę
Zabite zwierzę to samiec w wieku około sześciu lat - poinformował w czwartek Skawiński. - Waga 159 kilo, tylna łapa 24 cm, więc dość duży niedźwiedź - mówił dyrektor TPN.
Jak podkreślił, Skawiński słowaccy leśnicy mieli zgodę tamtejszego ministerstwa na odstrzał zwierzęcia. Słowacy wydali taką zgodę, ponieważ obowiązuje u nich inne podejście do ochrony niedźwiedzi wynikające z tego, że żyje u nich niemal dziesięciokrotnie więcej tych zwierząt, niż po polskiej stronie gór.
Skawiński zapewniał, że po naszej stronie niedźwiedź nie zginąłby, bowiem polscy leśnicy stawiają raczej na "wychowywanie" niedźwiedzi poprzez odstraszenie ich od siedzib ludzkich i ogradzanie miejsc (np. śmietników), w których one żerują.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. sxc.hu