Kilkaset tysięcy urzędników służby publicznej dołączyły dziś do strajkujących pracowników transportu i sektora energetycznego. Przez 24 godziny Francja będzie sparaliżowana.
We wtorek na strajk zdecydowali się pocztowcy, nauczyciele, kontrolerzy ruchu powietrznego i personel szpitalny. Wszyscy oni sprzeciwiają się obcięciom zarobków i miejsc pracy. Strajk objawia się zamknięciem wielu szkół, ograniczeniem w pracy szpitali i brakiem prasy w kioskach.
Oczywiście są jeszcze poważne utrudnienia w transporcie. I tak na przykład dwa lotniska w Paryżu i lotnisko w Marsylii sparaliżowane są przez opóźnienia i likwidacje wielu zaplanowanych lotów. Pracownicy komunikacji miejskiej i kolei także kontynuują strajk.
Wielu Francuzów nie dotarło do pracy, jeszcze większa grupa nie kryje swojego niezadowolenia z utrudnień. - Mała grupa ludzi trzyma jako zakładników resztę kraju. To godne pożałowania, bardzo denerwujące - powiedział agencji Reuters 56-letni Guy Cousserant. Niektórzy nie poprzestali na słowach, postanowili zaprotestować przeciwko strajkowi i wyszli na ulice.
Każdy dzień strajku przynosi także dotkliwe straty materialne. Zdaniem francuskiej minister finansów Christine Lagarde, nawet do 400 milionów euro.
To prawdopodobnie największy sprzeciw wobec polityki reform prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, od kiedy w maju wygrał wybory i przejął władzę.
Źródło: BBC, AP, Reuters, CNN