Schwytanie mułły Abdula Ghani Baradara, drugiego w talibskiej hierarchii, ogłoszono "największym sukcesem w walce z terroryzmem od czasu 11 września". Okazuje się jednak, że nie wszyscy ze schwytania taliba byli zadowoleni.
Do tej kategorii należał prezydent Afganistanu Hamid Karzaj. Zdaniem jednego z doradców prezydenta, Karzaj był "bardzo zły", kiedy dowiedział się, że w ramach wspólnej operacji wywiadu pakistańskiego i CIA Baradara zatrzymano w Karaczi.
Powodem złości były trwające rozmowy pomiędzy Karzajem a Baradarem, które potwierdził Abdul Ali Shamsi, doradca polityczny gubernatora prowincji Helmand.
Rozmowy z talibami
W ostatnich miesiącach Karzaj wielokrotnie wzywał talibów najniższego i średniego szczebla, którzy nie wspierają Al-Kaidy, do złożenia broni, oferując im nawet pieniądze, a niektórym - stanowiska w afgańskim rządzie.
Na styczniowej konferencji w Londynie państwa udzielające Afganistanowi pomocy poparły jego plan rozmów pokojowych z tymi spośród talibów, którzy wyrzekną się przemocy.
Ustalono, że w najbliższym roku w ramach nowo utworzonego specjalnego funduszu, władze afgańskie otrzymają 140 mln dolarów na polityczne otwarcie na swych przeciwników oraz przekonanie afgańskich bojowników walczących po stronie talibów do przejścia na stronę rządu w Kabulu.
Sojusznicy się różnią
Tymczasem w ubiegłym tygodniu w pakistańskim Islamabadzie Karzaj powiedział, że pomiędzy nim a zachodnimi sojusznikami doszło do rozbieżności, z kim władze powinny prowadzić negocjacje.
Poinformował, że USA wyraziły rezerwę wobec rozmów z czołowymi przedstawicielami talibów, a Brytyjczycy "naciskają na przyspieszenie" procesu negocjacyjnego.
- Nasi sojusznicy nie zawsze mówią tym samym językiem - podkreślił Karzaj.
Źródło: PAP