Sąd nad setką demonstrantów. "Niezgodny z prawem"


Mohammad Chatami, były proreformatorski prezydent Iranu broni demonstrantów, którzy protestowali przeciwko reelekcji prezydenta-ultrakonserwatysty Mahmuda Ahmadineżada. Proces, który został im wytoczony nazwał bezprawnym. - Z tego co wiem, to, co się wydarzyło, jest sprzeczne z konstytucją, z prawem, z prawami obywateli, a przede wszystkim z interesami ustroju państwa i godzi w zaufanie opinii publicznej - ocenił.

W sobotę przed sądem stanęło ponad sto osób, w tym ważni politycy i osobistości z obozu reformatorów, działacze irańskiej opozycji i manifestanci. Oskarżeni odpowiadają za krwawe manifestacje, jakie odbywały się w czerwcu na irańskich ulicach. W zamieszkach zginęło kilkanaście, a rannych zostało około tysiąca osób.

Proces niezgodny z prawem

Mohhammad Chatami proces demonstrantów nazwał "działaniem wymierzonym w konstytucję Islamskiej Republiki Iranu". Zwrócił też uwagę na brak warunków prawdziwego procesu. - Obrońcy i oskarżeni nie zostali powiadomieni ani o terminie rozprawy, ani o zawartości akt. Nie sądzę, by najwyższy zwierzchnik władz sądowniczych ajatollah (Mahmud Haszemi - red.) Szahrudi zgadzał się z tym, co się stało - powiedział

Jak zauważył b. prezydent "zeznania stron procesowych uzyskane w tych warunkach nie są wiarygodne". W podobnym duchu sobotnią rozprawę skomentował proreformatorski dziennik "Etemad Melli", pisząc na czołówce, że "zeznania nie mają żadnej wartości".

I tak na przykład Mohammad Ali Abtahi, wiceprezydent z czasów Chatamiego, oświadczył w sobotę przed sądem, że wybory w Iranie przebiegały normalnie i że popełnił "błąd", uczestnicząc w wiecach.

Z kolei dziennikarz o podwójnym, irańskim i kanadyjskim obywatelstwie, pracujący dla "Newsweeka" Maziar Bahari poprosił najwyższego ajatollaha o ułaskawienie, ponieważ - jak to określił - "nieświadomie uczestniczył w aksamitnej rewolucji, jaką Zachód chciał przeprowadzić w Iranie za pomocą swoich mediów".

Proces rozpoczęty

W sobotę w sądzie rewolucyjnym w Teheranie rozpoczął się proces około stu uczestników manifestacji, w tym ważnych polityków i osobistości z obozu reformatorów i działaczy irańskiej opozycji.

Według agencji Fars. oskarżonym o zakłócanie porządku publicznego i naruszenie bezpieczeństwa narodowego podsądnym grozi do pięciu lat więzienia. Jeśli zaś zostaną uznani za "wrogów Boga" (mohareb), ryzykują głową, gdyż przestępstwo to zagrożone jest karą śmierci.

Konserwatywny dziennik "Kajchan" zauważa, że proces "ujawnił dowody na zdradę Chatamiego i (Mir-Hosejna) Musawiego", głównego rywala Ahmadineżada w wyborach. Według oficjalnych doniesień, w zamieszkach towarzyszących powyborczym manifestacjom zginęło około 30 osób. Podczas demonstracji zatrzymano około 2 tys. ludzi, lecz większość - jak twierdzą irańskie władze - została zwolniona. W więzieniach przebywa jeszcze 250 osób.