W czwartek internet obiegło zdjęcie naszywki z munduru żołnierza wojsk wewnętrznych Rosji, rzekomo zerwanej podczas walk w Kijowie. Ze sceny Majdanu pokazała ją piosenkarka i symbol opozycji Rusłana. Trudno to uznać za dowód obecności uzbrojonych Rosjan. Ale jeśli nawet są, to nie po to, by tłumić demonstracje, ale aby w razie potrzeby ewakuować Wiktora Janukowycza. Tak podpowiada doświadczenie sprzed 10 lat.
Oczywiście żadnym dowodem na obecność Rosjan w Kijowie nie jest pokazywana naszywka z napisem "Rosja. MSW". Choćby dlatego, że trudno uwierzyć, iż Rosjanie walczyliby w Kijowie w rosyjskich mundurach. Doświadczenia "pomarańczowej rewolucji" pokazują, że jeśli nawet władze sprowadziły na Ukrainę rosyjskich komandosów, to przebrały ich w ukraińskie mundury.
Plotki bez dowodów
Pogłoski o rosyjskiej wojskowej pomocy dla Wiktora Janukowycza w ostatnich tygodniach pojawiają się częściej.
24 stycznia były minister obrony Anatolij Hrycenko oświadczył, że rosyjskie służby specjalne i specnaz jest obecny w Kijowie, także na Majdanie, i że współpracuje z ukraińskimi kolegami.
26 stycznia komendant Majdanu Andrij Parubij ogłosił, iż dostał informacje, „że właśnie w tej chwili żołnierze rosyjskiego specnazu są wyładowywani na płyty lotnisk w Boryspolu i Żuljanach w ubraniach cywilnych. Po przebraniu w mundury Berkutu mają być rzuceni na Majdan”. Zaś biuro prasowe Batkiwszczyny podało kilka różnych źródeł informacji, z których wynikać miało, że na ukraińskich lotniskach w całym kraju wylądowało łącznie około tysiąca specnazowców ze wschodu.
Ambasada Rosji na Ukrainie zdementowała te informacje, nazywają je „prowokacją”.
Tajemnicze "CCO"
28 stycznia w sieci pojawiło się wideo, na którym widać kilku mężczyzn w pełnym rynsztunku bojowym, nie chcących odpowiedzieć, z jakiej są formacji. Nie mieli na sobie żadnych znanych oznaczeń wojskowych czy milicyjnych. Nagranie pochodziło z wieczora 25 stycznia z Mikołajewa, zrobił je lokalny dziennikarz. Jedyne oznaczenie, jakie mieli, to trzy duże litery w cyrylicy „CCO” u jednego z nich. Zdaniem części blogerów mogli to być Rosjanie, bo to rosyjskie wojsko ma dywizję operacji specjalnych, której głównym zadaniem jest ochrona interesów rosyjskich poza granicami kraju, i używa ona właśnie skrótu „CCO”.
Z kolei 12 lutego portal korrespondent.net twierdził, że rosyjskie siły specjalne „siedzą na walizkach” i czekają tylko na rozkaz wyjazdu na Ukrainę. Specnazowcy mieli już nawet podobno dostać mundury ukraińskie.
Takie pogłoski znajdują dużą popularność wśród Ukraińców, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę rosnącą wrogość do Rosji.
Ale jeśli rzeczywiście rosyjskie siły specjalne są na ukraińskim terytorium, to są tu nielegalnie. Między Kijowem a Moskwą nie ma umów pozwalających prezydentowi wezwać wojska sąsiada bez zgody parlamentu. Ale nie przejmował się tym już Leonid Kuczma w 2004 r. Wtedy Janukowycz był premierem i prezydentem-elektem wybranym w sfałszowanych wyborach.
Rosjanie w Kijowie
21 listopada 2004 odbyła się II tura wyborów prezydenckich. Wygrał Wiktor Janukowycz, ale rywal Wiktor Juszczenko nie uznał porażki. Władze sfałszowały głosowanie. Na ulice wyszły setki tysięcy ludzi.
Już 23 listopada zachodnie agencje prasowe doniosły, że "wśród sił chroniących budynek administracji prezydenckiej świadkowie widzieli rosyjskich żołnierzy". Rosjanie mieli tworzyć najgłębszy wewnętrzny krąg obrony.
25 stycznia w polskim Sejmie przedstawiciel Juszczenki, był szef MSZ Borys Tarasiuk, oświadczył, że rosyjscy komandosi są obecni w rejonie siedziby prezydenta: "Nasi deputowani widzieli żołnierzy specnazu uzbrojonych w broń maszynową z ostrą amunicją". Rosyjski specnaz na ul. Bankowej widzieć mieli m.in. Julia Tymoszenko i Ołeksandr Zinczenko (szef kampanii wyborczej Juszczenki).
Do rozlewu krwi ostatecznie nie doszło, zawarto porozumienie, a Rosjanie zniknęli. Po blisko 10 latach o kulisach tej operacji wiadomo nieco więcej.
"Witeź" ląduje
Pierwsze oddziały rosyjskiego specnazu zostały wysłane na Ukrainę w nocy z 23 na 24 listopada 2004. Pierwszy samolot z żołnierzami na pokładzie poprosił o zgodę na lot nad Kijowem o godz. 1.32 w nocy. To był An-26 z numerem RA-26410. Inny samolot, Ił-76, przeleciał nad Kijowem dwie godziny później, o 3.17. Obie maszyny lądowały na lotnisku Gostomel koło Irpina. Komandosi zostali zabrani do bazy specnazu MSW Ukrainy „Bars” w Irpinie i przebrani w mundury milicji ukraińskiej.
24 listopada opozycyjna partia Nasza Ukraina w wydanym oświadczeniu poinformowała o innym miejscu lądowania Rosjan: "dwa rosyjskie samoloty wylądowały na kijowskim lotnisku Boryspol, przywożąc personel wojskowy jednostki sił specjalnych Witeź. Nawet 1000 ludzi zostało przetransportowanych do Kijowa, ale ich obecna lokalizacja nie jest znana”. Nie wiadomo, czy chodziło o inny transport, niż ten, o którym pisał "Kommiersant", czy o ten sam.
Także 24 listopada służby prasowe Majdanu donosiły, że "w nocy między 1 a 4 cztery samoloty z rosyjskim wojskiem (w sumie 400-500 osób) wylądowały w Iwano-Frankowsku. Byli ubrani w ukraińskie mundury i zostali wysłani do Kijowa autobusami. W momencie przylotu lotnisko było otoczone przez wojsko".
O przylocie Rosjan na lotnisko w Boryspolu poinformował płk Liaszczenko, zastępca dowódcy tamtejszej bazy wojskowej, cichy zwolennik Juszczenki. Miał odmówić obsługi transportu z Rosji i zrezygnował ze służby. Choć SBU zaprzeczała lądowaniu Rosjan, to potwierdziła dymisję oficera.
Ewakuować Kuczmę
Wiadomo, że we wspomnianej bazie w Irpinie pod Kijowem znalazło się maksymalnie 500 żołnierzy specnazu z dywizji sił specjalnych MSW Rosji "Witeź" z Briańska. Inny transport trafił na wojskowe lotnisko koło Wasilkowa pod Kijowem, także 24 listopada.
Niektóre doniesienia, że odchodzący prezydent Kuczma zażądał wsparcia rosyjskiego, żeby rozbić demonstrantów, nie były prawdziwe. Kuczma nigdy nie brał pod uwagę użycia rosyjskich oddziałów przeciwko ukraińskim cywilom. Zwolennikami siłowego rozwiązania byli wówczas Janukowycz i szef administracji prezydenckiej Wiktor Medwedczuk (teraz ma duże nieformalne wpływy w otoczeniu Janukowycza, uważa się go za "ambasadora Putina").
Sprowadzenie rosyjskiego specnazu na Ukrainę miało dwa cele. Po pierwsze, ewakuować Kuczmę i jego rodzinę, jeśli "pomarańczowa rewolucja" przyjmie gwałtowny charakter. Około 20 Rosjan z tego półtysięcznego kontyngentu miało sformować ochronę osobistą Kuczmy, co tylko potwierdzało, że ustępujący prezydent nie ufa ukraińskim siłom bezpieczeństwa. Drugim zadaniem Rosjan miało być zabranie tajnych archiwów z siedziby prezydenta.
Z Irpina i Wasilkowa do Kijowa wyruszyły trzy grupy po ok. 20 komandosów. Dwie miały ochraniać Kuczmę i Medwedczuka, trzecia zabrać dokumenty. Reszta pozostała w Irpinie i miała zabezpieczać drogę ewakuacji. Gdyby doszło do takiej sytuacji, do Kijowa miały z Irpina wylecieć helikoptery z dodatkowymi Rosjanami.
Jak wiadomo, takiej potrzeby nie było. Kuczma zgodził się oddać władzę "pomarańczowym" w zamian za gwarancje bezpieczeństwa. Powtórzone w styczniu 2005 wybory wygrał już Wiktor Juszczenko. Niedoszły prezydent Janukowycz musiał czekać pięć lat na chwile triumfu.
Autor: Grzegorz Kuczyński/kka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Espreso TV