Rumuńskie władze prowadzą dochodzenie w sprawie śmierci mężczyzny, który został ranny 10 sierpnia podczas antyrządowego protestu w Bukareszcie. W zamieszkach poszkodowanych zostało około 450 osób.
62-letni mężczyzna, uczestnik antyrządowych protestów 10 sierpnia, trafił do szpitala w południowej Rumunii w ubiegłym tygodniu. Krwawił i wymiotował, w poniedziałek zmarł.
Media szacowały, że w protestach w wielu miastach Rumunii wzięło udział od 30 do 50 tys. osób.
Przyjechali z zagranicy, by protestować
Protest, na który do kraju przyjechały tysiące mieszkających na co dzień za granicą Rumunów, przerodził się w zamieszki. Policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych, by rozproszyć protestujących. Według policji w tłumie byli "prowokatorzy". Niektórzy uczestnicy akcji rzucali w stronę policji kamienie, butelki i bomby dymne. Grupa protestujących próbowała przerwać kordon policyjny, stojący przed rządowym budynkiem. Uczestnicy demonstracji trzymali w rękach m.in. flagi Rumunii i Unii Europejskiej. Słychać było hasła: "Sprawiedliwość, nie korupcja!", "Partia złodziei". Przed budynkiem rządu tłum skandował: "czerwona plaga".
Skargi na przemoc ze strony policji
Po protestach około 300 osób złożyło skargi w związku z przesadną przemocą ze strony policji.
Minister spraw wewnętrznych Carmen Dan w niedzielę przeprosiła poszkodowanych. Dodała jednak, że resort zidentyfikował około tysiąca osób, które dopuściły się aktów przemocy podczas protestu, takich jak rzucanie butelkami i kamieniami w stronę policji.
Autor: rzw / Źródło: PAP