Goście nowojorskiej Metropolitan Opera nie zobaczyli w sobotę ostatniego aktu "Wilhelma Tella". Powodem było zachowanie jednego z widzów, który w czasie antraktu rozrzucił sypką substancję w fosie orkiestrowej. Policja podejrzewa, że były to ludzkie prochy.
Do incydentu doszło w sobotę około godziny 16.30 czasu lokalnego w czasie antraktu. Widzowie zorientowali się, że coś jest nie tak, gdy okazało się, iż przerwa jest dłuższa niż zaplanowano. Następnie poinformowano, że ostatni akt "Wilhelma Tella" został odwołany. Budynek opery został ewakuowany, a na miejscu pojawiła się policja.
Powodem było zachowanie jednego z widzów, który - zgodnie z relacjami świadków - sięgnął do czarnej torby, a następnie rozrzucił jej zawartość w dwóch miejscach fosy orkiestrowej. Tajemniczą substancję potraktowano jako potencjalne zagrożenie.
Bez czwartego aktu
Na wieczornej konferencji prasowej policja poinformowała jednak, że najprawdopodobniej były to ludzkie prochy. Mężczyzna, który je rozrzucił, został już zidentyfikowany, jednak wciąż nie udało się nawiązać z nim kontaktu. Jak wyjaśniła policja, przyjechał spoza Nowego Jorku, najpewniej po to, by rozrzucić w operze prochy swojego mentora.
Policja podała, że choć zachowanie mogło naruszyć miejskie zasady dotyczące higieny i bezpieczeństwa, nie dopatrzono się jednak zamiaru przestępczego.
Widzowie opuszczali Metropolitan Opera rozczarowani. Czwarty akt dzieła Rossiniego uważany jest bowiem za najpiękniejszy.
Po incydencie odwołano także wieczorne przedstawienie "Włoszki w Algierze".
Najtragiczniejszy wypadek w Metropolitan Opera miał miejsce w 1988 r., kiedy jeden z widzów rzucił się z najwyższego balkonu w czasie przerwy w "Makbecie" Verdiego.
Autor: kg/tr / Źródło: New York Times, Reuters, BBC