- Moskwę, w odróżnieniu od Zachodu, niezbyt interesuje przestrzeganie demokratycznych procedur przy wyborze białoruskiego parlamentu. Białoruskie wybory interesują ją z innego punktu widzenia. Rosja liczy, że w ślad za nią, Białoruś uzna niepodległość Abchazji i Osetii Płd. - pisze rosyjski "Kommiersant".
Uznanie gruzińskich separatystów przez Białoruś to transakcja wiązana - Łukaszenka uzna Abchazję i Osetię Południową, a Moskwa nie podwyższy mu ceny gazu. Chociaż bardziej właściwie byłoby powiedzieć - Moskwa nie podwyższy ceny gazu, jeśli Łukaszenka uzna separatystów.
Według "Kommiersanta", za "poparcie Moskwy na arenie międzynarodowej Alaksandrowi Łukaszence obiecano obniżenie ceny na rosyjski gaz ziemny i przyznanie długoterminowego kredytu w wysokości 2 mld dolarów". Mińsk długo zabiegał o jego przyznanie.
Pozory demokracji
Rosyjski dziennik przypomina, że Łukaszanka trzyma się pozorów demokracji. Jeszcze przed wyborami zaproponował, by w sprawie ewentualnego uznania przez Białoruś tych dwóch republik wypowiedział się nowy parlament.
- Jak zauważył Alaksandr Łukaszenka, nawet w Rosji, która jako pierwsza uznała Abchazję i Osetię Płd., prezydent Dmitrij Miedwiediew podpisał stosowne dekrety dopiero po debatach w obu izbach parlamentu - wskazuje "Kommiersant".
Moskwa chce, by Mińsk jak najszybciej określił swoje stanowisko wobec dwóch kaukaskich republik. Zdaniem "Kommiersanta", "może to nastąpić w najbliższym czasie - 6 października białoruską stolicę odwiedzi premier Rosji Władimir Putin".
Źródło: PAP