Deklaracja potępiająca birmańską juntę za stłumienie prodemokratycznych protestów została przyjęta jednomyślnie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ.
Oświadczenie "zdecydowanie potępia użycie przemocy przeciwko pokojowym manifestantom w Birmie" i wzywa do uwolnienia "wszystkich więźniów politycznych i innych zatrzymanych" w trakcie demonstracji i w trakcie późniejszych aresztowań.
W uznaje za konieczną "wspólną pracę na rzecz uspokojenia sytuacji". Deklaracja nie ma charakteru legalnie wiążącego i nie była uchwalana jako rezolucja, ale i tak jest wyraźnym znakiem, że junta nie może liczyć na pobłażanie ze strony ONZ. Tym bardziej, że pod oświadczeniem podpisały się również Chiny - główny partner handlowy Birmy i przeciwnik sankcji.
- Myślę, że to warte odnotowania... ponieważ to czyni absolutnie jasnym, że rząd Birmy jest izolowany przez opinię światową z powodu swoich czynów w ostatnich tygodniach - powiedział ambasador Wielkiej Brytanii przy ONZ John Sawers. Działacze ONZ zaznaczają, że nie zaprzestaną swoich wysiłków w celu przywrócenia normalności w Birmie.
Bardziej powściągliwy był tylko przedstawiciel Chin Liu Zhenmin, który powiedział, że rozwiązanie problemu należy do rządu i Birmańczyków.
Gambari po raz drugi
W przyszłym tygodniu do Birmy ponownie uda się specjalny wysłannik ONZ Ibrahim Gambari. Trudno jednak orzec, czy po dzisiejszej deklaracji Narodów Zjednoczonych łatwiej będzie mu pertraktować z przywódcą junty gen. Tan Shwe i doprowadzić do dialogu między nim, a przywódczynią opozycji Aung San Suu Kyi.
W Birmie przez pawie 2 tygodnie trwały masowe protesty. Najpierw domagano się cofnięcie drastycznej podwyżki cen na podstawowe produkty, które wprowadziła junta. Później zaczęto wznosić hasła domagające się demokracji w rządzonym przez kilkadziesiąt lat przez juntę kraju.
Po niecałych dwóch tygodniach, władze zdecydowały się na rozwiązanie siłowe. Na ulice wyszło wojsko i służby bezpieczeństwa by stłumić demonstracje. Według oficjalnych danych zginęło 10 osób, choć ta liczba mogła być znacznie wyższa. Aresztowano ponad dwa tysiące osób.
Źródło: PAP