Zdymisjonowany szef katalońskiego rządu Carles Puigdemont skrytykował we wtorek w Brukseli Unię Europejską. Oskarżył ją o wspieranie "zamachu stanu" w Katalonii, do którego jego zdaniem dąży premier Hiszpanii Mariano Rajoy.
- Czy zaakceptujecie wyniki głosowania Katalończyków czy też będziecie nadal pomagać Rajoyowi w tym zamachu stanu? - pytał Puigdemont, zwracając się do przewodniczących Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, Jean-Claude'a Junckera i Antonia Tajaniego. Nawiązywał do zaplanowanych na 21 grudnia przedterminowych wyborów do regionalnego parlamentu w Barcelonie, ogłoszonych przez rząd centralny w Madrycie po przejęciu kontroli nad Katalonią.
Puigdemont wypowiadał się podczas spotkania z ok. 200 katalońskimi burmistrzami, którzy we wtorek tłumnie przybyli do Brukseli. Odsunięty od władzy przez rząd w Madrycie były kataloński premier wraz z czterema byłymi współpracownikami od ponad tygodnia przebywa w Belgii. We wtorek wystąpił publicznie po raz pierwszy od niedzieli, gdy belgijski sędzia śledczy postanowił go warunkowo zwolnić w oczekiwaniu na orzeczenie sądu dotyczące wykonania Europejskiego Nakazu Aresztowania wydanego przez Hiszpanię.
"Jedyne terytorium Europy, gdzie istnieje demokratyczna anomalia"
Pięcioro katalońskich polityków było honorowymi gośćmi spotkania z burmistrzami katalońskimi, popierającymi odłączenie się Katalonii od reszty Hiszpanii. Wcześniej przedstawiciele lokalnych władz Katalonii zebrali się przed unijnymi instytucjami w Brukseli, żądając uwolnienia ośmiorga byłych członków katalońskiego rządu, którzy w Hiszpanii trafili do tymczasowego aresztu w związku z ogłoszeniem przez Katalonię niepodległości.
Podczas spotkania z burmistrzami, którzy go głośno oklaskiwali, Puigdemont opisywał Katalonię jako "jedyne terytorium Europy, gdzie istnieje demokratyczna anomalia", polegająca na tym, że wybrany w wyborach regionalny parlament ma zakaz sprawowania władzy.
- Panowie Juncker i Tajani, czy taką Europę chcecie budować, z krajem, który wtrąca przywódców do więzień? Czy taką Europę chcecie nam proponować? - pytał Puigdemont.
Podziękował burmistrzom za poparcie. Wyraził również wdzięczność "naszym przyjaciołom z Nowego Sojuszu Flamandzkiego" (N-VA), separatystycznej partii flamandzkiej, która od początku kryzysu katalońskiego wyrażała sympatię dla niepodległościowych dążeń tego regionu Hiszpanii. Na wtorkowym spotkaniu obecny był belgijski eurodeputowany N-VA Mark Demesmaeker.
Kryzys katalońsko-hiszpański
Władze w Madrycie zarzucają katalońskim politykom m.in. "rebelię, działalność wywrotową, sprzeniewierzenie środków publicznych i nieposłuszeństwo wobec władz centralnych”, za co może im grozić nawet do 30 lat więzienia. Zarzuty dotyczą zorganizowania 1 października nielegalnego referendum ws. niepodległości Katalonii i przyjęcia 27 października przez kataloński parlament w tajnym głosowaniu rezolucji o ustanowieniu niezależnej od Hiszpanii Republiki Katalonii, co jest niezgodne z hiszpańską konstytucją. 31 października, dzień po przyjeździe do Belgii, Puigdemont zapewniał, że nie chce prosić o azyl polityczny w tym kraju ani mieszać się w belgijską politykę.
W plebiscycie 1 października wzięło udział tylko 2,28 mln osób spośród 5,3 mln uprawnionych. 90 proc. z nich, czyli zaledwie 27 proc. całej ludności Katalonii lub 38 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania, opowiedziało się za niepodległością regionu.
Autor: tmw\mtom / Źródło: PAP