"Psy wojny" z Donbasu. Groźni, zbędni, martwi

[object Object]
Długa przerwa w walkach demoralizuje, więc Kijów i Moskwa pozbywają się "radykalnych elementów" z DonbasuBatalion Ajdar
wideo 2/24

Rok temu byli na ustach wszystkich. Bohaterstwo Striełkowa, "Biesa" i Mozgowoja sławiły media w Rosji. Heroizm ochotników z batalionów Azow, Ajdar i z Prawego Sektora napawał dumą Ukraińców. Dziś większości z nich już nie ma w Donbasie. Zostali odwołani, zdegradowani czy aresztowani. Jedni zajęli się polityką, drudzy spoczywają w grobie. Moskwa i Kijów nie potrzebują już w Donbasie "psów wojny", bo i wojna przybrała tu inne oblicze.

Przez piekło wojny na południowym wschodzie Ukrainy przeszły dziesiątki tysięcy Rosjan i Ukraińców. Część z nich zasmakowała w wojennym rzemiośle. To ochotnicy. Po stronie ukraińskiej walczący w specjalnie sformowanych batalionach, po stronie rosyjskiej w oddziałach dowodzonych przez polowych komendantów w rodzaju Igora Girkina czy Aleksieja Mozgowoja. Cechuje ich wysoki poziom zaangażowania ideologicznego - walczą, bo chcą, a nie są tu z poboru.

Dla większości pokój w Donbasie to koniec przygody, koniec pieniędzy, powrót do szarego życia i jego problemów. Dla wielu to także problemy prawne - za przestępstwa popełniane na wrogach i cywilach grozi więzienie. Część z nich, zwłaszcza po stronie rosyjskiej, stała się politycznie niewygodna dla władz.

Tacy ludzie, uzbrojeni, doświadczeni i rozczarowani, to potencjalne niebezpieczeństwo. Zarówno dla Kijowa, jak i Moskwy. W ostatnich miesiącach widać, jak władze obu państw powoli to zagrożenie neutralizują.

Tornado

17 czerwca ukraińskie władze zatrzymały dowódcę i siedmiu członków walczącego w Donbasie specjalnego batalionu milicji Tornado. Zatrzymanym zarzuca się stworzenie grupy przestępczej, która miała dopuszczać się zabójstw, wymuszeń, porwań, gwałtów i tortur. Szef MSW wydał rozkaz likwidacji batalionu.

Z relacji śledczych wynika, że dowódca batalionu, porucznik Rusłan Onyszczenko, przekształcił podległą mu jednostkę w grupę przestępczą, która bardzo długo działała bezkarnie w strefie przyfrontowej, w obwodzie ługańskim. Członkowie Tornada terroryzowali okoliczną ludność, wymuszając od niej haracze. Według prokuratury, korzyści czerpali też z nielegalnego handlu z separatystami i przemytu na dużą skalę przez tymczasową linię demarkacyjną.

Oni sami mówią coś zupełnie innego. Twierdzą, że to oni zwalczali przemyt, co nie było w smak skorumpowanym przełożonym.

Przykładem niszczenia ochotniczych formacji przez wojsko, milicję i służby, które nigdy nie zapomniały ostrej krytyki ich działań przez ochotników w czasie walk w Donbasie, jest zdaniem części obserwatorów sceny politycznej sprawa zabójstwa prorosyjskiego dziennikarza Ołesia Buzyny. Pod zarzutem zabójstwa zatrzymano bowiem m.in. byłego rewolucjonistę z Majdanu, weterana ATO w szeregach batalionu Kijów-2. Deputowany do parlamentu Ihor Łucenko oświadczył, że Andrij Medwedko opuścił niedawno swój batalion, by zaprotestować przeciwko „totalnej korupcji i sabotażowi w milicji”.

Ajdar

Na celowniku władz nieco wcześniej znalazł się inny batalion, dużo bardziej znany Ajdar. Także walczący na północy Donbasu.

Niedawno gubernator obwodu ługańskiego Hennadij Moskal przekazał prokuraturze generalnej w Kijowie listę przestępstw, które mieli popełnić żołnierze batalionu. Lista zawiera 65 pozycji, w tym porwania, kradzieże i nielegalne posiadanie broni.

Ukraińska agencja UNIAN już wcześniej informowała o wszczęciu spraw karnych wobec 13 ochotników z Ajdara, podejrzewanych m.in. o bicie i uprowadzanie cywilów. Spiritus movens kryminalnej aktywności "ajdarowców" miał być ich poprzedni dowódca Serhij Melnyczuk. Parlament pozbawił go mandatu deputowanego, którym został z listy Partii Radykalnej Ołeha Liaszki.

Problemy władz z batalionem Ajdar dojrzewały od miesięcy. Część ochotników zbuntowała się przeciwko centralnemu dowództwu, podporządkowując się Serhijowi Melnyczukowi, który - po objęciu mandatu deputowanego - przekazał dowodzenie innej osobie. Żołnierze Ajdaru buntowali się także przeciwko decyzji ukraińskiego sztabu generalnego w sprawie rozformowania batalionu i wcielenia jego żołnierzy do wojska.

Na weteranów z Donbasu w kampanii wyraźnie postawił Ołeh Laszkolashko.ua

Dnipro

Innym problemem jest uzależnienie niektórych batalionów od finansujących je oligarchów. Kiedy pod koniec marca doszło do ostrego konfliktu prezydenta Poroszenki z gubernatorem dniepropietrowskim Ihorem Kołomojskim, oligarcha ten groził "wysłaniem do Kijowa batalionów ochotniczych".

Kołomojski w ubiegłym roku zaangażował się w tworzenie takich jednostek. Pierwszą z nich był batalion Dnipro, którego zadaniem była walka z separatystami przenikającymi do obwodu dniepropietrowskiego z obwodów donieckiego i ługańskiego. Później Kołomojski zaangażował się w tworzenie batalionu Donbas. Wspierał też ochotnicze oddziały Prawego Sektora. W kwietniu ich bazę otoczyło regularne wojsko ukraińskie, omal nie doszło do bratobójczej walki.

Rzekoma groźba użycia oddziałów podsyca nastroje tych Ukraińców, którzy twierdzą, że "bataliony ochotnicze są prywatnymi armiami oligarchów i zostaną użyte w celu przejęcia władzy". Opinia publiczna na Ukrainie jest jednak w tej sprawie bardzo podzielona, co utrudnia władzom podejmowanie decyzji o likwidacji lub wcielaniu do wojska popularnych dzięki wojnie batalionów.

Ponad 30 proc. mieszkańców Ukrainy uważa, że ochotnicze bataliony są "elitą patriotyczno-wojskową państwa". Jedna piąta społeczeństwa jest zdania, że bataliony są „podstawą dla przyszłej profesjonalnej ukraińskiej armii i zreformowanego MSW”. 16 proc. Ukraińców uważa jednak, że oddziały są „prywatną armią oligarchów”, a co dziesiąty obawia się, że bataliony ochotnicze są „potencjalnymi organizatorami przewrotu na Ukrainie”.

Po drugiej stronie

Trzeba przyznać, że Kijów pozbywa się swoich "psów wojny" w sposób dużo łagodniejszy, niż robią to Rosjanie z rebeliantami. W "republikach ludowych" ten proces ewoluował.

Dwaj najbardziej znani komendanci oddziałów walczących z Ukraińcami mieli szczęście. Igor Girkin vel Striełkow zasłynął obroną Słowiańska, potem dowodził obroną Doniecka, był „ministrem obrony” tzw. Donieckiej Republiki Ludowej i głównodowodzącym jej „sił zbrojnych”. Na rozkaz Moskwy „zdjęto” go już latem 2014 r w ramach dogłębnej czystki władz donieckiej „republiki ludowej”. Wtedy jeszcze niewygodnych i niepotrzebnych uczestników wojny nie likwidowano, a jedynie odsyłano do Rosji.

Los Girkina podzielił kilka miesięcy później Igor Bezler, ps. Bies. Był komendantem Gorłówki, która nigdy nie wpadła w ręce Ukraińców, nawet po upadku pobliskiego Słowiańska i szybkim marszu sił ATO na Donieck. Jego wrogowie w Doniecku (np. dowódca batalionu Wostok Aleksandr Chodakowski) twierdzą, że miał zbyt wielkie ambicje i chciał w Donbasie utworzyć "własną republikę".

- Zajęliśmy się budową państwa i systemu władzy. Bezler był jednym z najbardziej nieustępliwych. Był człowiekiem, który miał swój specyficzny punkt widzenia. Chodziły słuchy, że nie miałby nic przeciwko utworzeniu oddzielnej "republiki gorłowskiej". To całkowicie było sprzeczne z logiką i ideą utworzenia jednego państwa - powiedział Chodakowski.

Według dowódcy batalionu Wostok przywódcy "Donieckiej Republiki Ludowej" odsunęli Bezlera od władzy w Gorłówce, gdyż przewidywali, że dojdzie do poważnego konfliktu. Na początku listopada 2014 r. Bezler zniknął z Donbasu, przestał być komendantem Gorłówki.

Czystka

Do grona „psów wojny”, którzy nie stracili głowy w Donbasie, a jedynie musieli wyjechać do Rosji, należy też Nikołaj Kozicyn, swego czasu dowódca Kozaków w „Ługańskiej Republice Ludowej”. Choć trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do Girkina czy Bezlera, Kozicyn i jego ludzie słynęli bardziej z maruderstwa niż walki na pierwszej linii frontu.

Nie wszyscy komendanci byli skłonni ulec „perswazji” Moskwy i opuścić front, niektórzy byli zapewne też tak niewygodni, że z punktu widzenia Moskwy lepiej było pozbyć się ich na dobre. Niektórzy wiedzieli zbyt dużo, więc najwygodniej było zamknąć im usta na zawsze. Zaczęli więc ginąć w Donbasie z rąk „nieznanych sprawców”. Łatwo było zrzucić winę na ukraińskie służby specjalne, partyzantów i kryminalne gangi.

Zaczęło się pod koniec ubiegłego roku. 28 listopada ktoś zastrzelił komendanta Antracytu w obwodzie ługańskim, Wiaczesława Pienieżanina. Z kolei w Gorłówce (obwód doniecki) w ciągu zaledwie jednego grudniowego tygodnia znaleziono ciała trzech byłych oficerów z oddziału "Biesa". Pojawiły się plotki, że to dzieło "bandy likwidacyjnej SBU", ale bardziej prawdopodobne są wewnętrzne porachunki i zemsta na ludziach Bezlera, który nieco wcześniej zniknął z Donbasu.

Terror na Ługańszczyźnie

W Nowy Rok w Łutugino zastrzelono byłego „ministra obrony Ługańskiej Republiki Ludowej”, dowódcę batalionu "szybkiego reagowania" Rusicz Aleksandra Biednowa, ps. Batman.

Był bohaterem w oczach wielu rebeliantów. Zdezerterował z ukraińskiej milicji do sił ŁRL podczas rewolty wiosną 2014. W "wyborach" w listopadzie próbował rywalizować o stanowisko "prezydenta" z Igorem Płotnickim, ale odmówiono mu zarejestrowania kandydatury. Jego ludziom zarzucano porwania, wymuszenia i inne kryminalne sprawy.

Zabili go rosyjscy komandosi. "Batman" i sześciu jego ludzi wpadli w zasadzkę, gdy jechali do swego obozu polowego w Krasnym Łuczu. Dwa samochody dostały się w krzyżowy ogień napastników ukrytych po dwóch stronach drogi. Po zabiciu "Batmana" aresztowano jeszcze część jego ludzi, batalion rozwiązano, a jego żołnierzy wcielono do innych jednostek ŁRL.

Dwa tygodnie później Rosjanie rozbroili inną niepokorną jednostkę rebeliantów, batalion Odessa. W Krasnodonie pojawili się nieznani żołnierze, wszyscy w zimowym kamuflażu. Jak relacjonowali lokalni dziennikarze, widać było, że są znakomicie wyszkoleni i dokładnie wiedzą, co mają robić. Zaskoczeni i zaspani rebelianci dostali od intruzów propozycję nie do odrzucenia: kapitulacja albo szturm. Dowódca Odessy, niejaki Foma, nie zastanawiał się długo. Jego ludzie zostali rozbrojeni.

22 stycznia br. na ulicach Rowienek doszło do starć Kozaków z "siłami ŁRL". Wolność i niemal natychmiast życie stracił komendant miasta - "Ilijcz". Nazajutrz w Pierwomajsku zabito „mera ludowego”, jednego z komendantów Kozaków, Jewgienija Iszczenkę, ps. Małysz.

Śmierć Mozgowoja

Aleksiej Mozgowoj w sierpniu 2014 roku utworzył zmechanizowaną brygadę Widmo, a jego ludzie brali udział w walkach m.in. pod Iłowajskiem i Debalcewem. W lutym 2015 roku został wpisany na listę osób objętych sankcjami przez Unię Europejską. Skomentował tę informację stwierdzeniem, że to "najlepsze uznanie jego zasług bojowych".

Dowódca brygady Widmo zginął 23 maja, wraz z kierowcą, kilkoma ochroniarzami i sekretarką w drodze do Ługańska. Zamachu dokonano w pobliżu punktu drogowego za Ałczewskiem. Samochód Mozgowoja został ostrzelany z broni maszynowej. Do zamachu przyznał się ukraiński oddział partyzancki Cienie, ale równie dobrze mogli to być rebelianci. Między Mozgowojem a kierownictwem samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL) od dawna istniał konflikt. Mozgowoj mógł zostać zabity przez oddział sił specjalnych rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU.

Po zabójstwie Mozgowoja z kolei zaczęły krążyć plotki, że na czarnej liście znalazł się też przywódca tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej Igor Płotnicki. O życie obawia się podobno już nawet „premier” samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandr Zacharczenko. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zniknęło bez śladu wielu ludzi z jego otoczenia, m.in 27 marca w Doniecku zginął jeden z komendantów polowych tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, Roman Woznik.

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: