Po dwóch dniach od wybuchu protestów, które przelały się w ubiegłym miesiącu przez Iran, ajatollah Ali Chamenei miał wyrazić zaniepokojenie demonstracjami i wezwać wysokich urzędników do "zrobienia, cokolwiek trzeba, by zatrzymać to, co się dzieje" - przekazała agencja Reutera, powołując się na źródła w otoczeniu najwyższego przywódcy duchowego. Według agencji, w dwa tygodnie po wybuchu protestów i "rozkazie", zginęło około półtora tysiąca Irańczyków.
Rzecznik rządu w Teheranie odmówił komentarza dotyczącego domniemanego rozkazu wydanego przez Chameneia oraz samego spotkania, do którego miało dojść w Teheranie 17 listopada. Także irańskie przedstawicielstwo przy ONZ odmówiło agencji Reutera odpowiedzi na pytanie w tej sprawie.
"Republika Islamska jest zagrożona. Zróbcie, cokolwiek trzeba"
Na spotkaniu u przywódcy duchowego, do którego miało dojść dwa dni po wybuchu niepokojów na ulicach Teheranu, zebrali się najważniejsi urzędnicy państwowi oraz przedstawiciele służb wewnętrznych - opisuje tymczasem agencja.
Obradujący mieli zgodzić się co do tego, że celem protestów jest obalenie reżimu w Teheranie.
Ajatollah Ali Chamenei miał skomentować, że to właśnie obecni na naradzie będę odpowiedzialni za konsekwencje demonstracji, jeśli natychmiast nie uda im się ich opanować.
Jak doniosły źródła z bliskiego otoczenia Chameneia cytowane przez Reutera, przywódca wyrazić wściekłość z powodu opieszałości władz wobec protestujących, którzy wzywali do obalenia przywódcy. - Republika Islamska jest zagrożona. Zróbcie, cokolwiek trzeba, by zatrzymać to, co się dzieje. Macie mój rozkaz - miał powiedzieć najwyższy przywódca duchowy, który - jak zauważa Reuters - jest także faktycznym przywódcą politycznym Iranu.
Czwarte źródło agencji Reutera - urzędnik spoza "najbliższego otoczenia" ajatollaha, któremu zreferowano przebieg spotkania - przekazał, że Chamenei jasno wyraził się o potrzebie odpowiedzi na protesty z całą stanowczością.
Reuters: ponad tysiąc ofiar protestów
Rozkaz, którego wydanie potwierdziły w sumie cztery źródła Reutera miał uruchomić - jak wskazała agencja - najbardziej krwawą akcję zwalczania demonstracji od czasów Rewolucji Islamskiej w 1979 roku.
W ciągu dwóch tygodni od wybuchu niepokojów 15 listopada zginęło prawdopodobnie półtora tysiąca osób - podał Reuters. Wśród nich znalazły się m.in. kobiety i nastolatkowie, a z drugiej strony przedstawiciele sił rządkowych.
Liczba ta, potwierdzona przez trzy źródła w irańskim ministerstwie spraw wewnętrznych przewyższa więc poprzednie doniesienia przedstawiane przez organizacje humanitarne i rząd Stanów Zjednoczonych.
16 grudnia Amnesty International informowało bowiem o co najmniej 304 zabitych. Departament Stanu USA szacował natomiast, że zginęło kilkuset Irańczyków.
Irańskie źródła Reutera przekazały, że w swoich szacunkach opierały się na informacjach zebranych od źródeł w siłach bezpieczeństwa, zakładach patologów i szpitalach.
Wzrost cen paliwa i największe protesty od lat
Protesty w Iranie rozpoczęły się po ogłoszeniu przez rząd podwyżki ceny paliwa o 50 procent. Gdy demonstracje zamieniły się w zamieszki, władze zablokowały dostęp do internetu, uniemożliwiając mieszkańcom kraju udostępnianie informacji i filmików wideo z protestów, a także ograniczając światu zewnętrznemu poznanie skali wystąpień i przemocy.
Decyzja o podwyżce cen benzyny i jej reglamentacji nie wyprowadziła na ulice aż tylu demonstrantów, jak miało to miejsce w 2009 r., kiedy Irańczycy kontestowali wyniki wyborów prezydenckich, jednak ostatnie demonstracje stały się bardziej gwałtowne niż jakiekolwiek poprzednie protesty.
W ocenie komentatorów pokazuje to powszechne niezadowolenie z sytuacji ekonomicznej kraju, które ogarnęło go w maju 2018 r., kiedy prezydent USA Donald Trump wycofał się z porozumienia nuklearnego światowych mocarstw z Teheranem i przywrócił dotkliwe sankcje gospodarcze na Iran.
Autor: ft/adso / Źródło: reuters, pap