Kalifornijska policja starła się z uczestnikami propalestyńskiego protestu na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, rozmontowując rozległe obozowisko i zatrzymując dziesiątki studentów. Podobne działania przeprowadzono na innych uczelniach, w całym kraju zatrzymano już ponad dwa tysiące osób. Aktywistom właśnie o to chodzi - ocenia "Economist". Prezydent Biden po raz pierwszy szerzej zabrał głos w tej sprawie.
Według ustaleń Associated Press zatrzymano co najmniej dwa tysiące propalestyńskich demonstrantów na 32 uczelniach w Stanach Zjednoczonych. Agencja podaje, że wśród zatrzymanych są studenci, pracownicy naukowi i osoby niezwiązane z uniwersytetami.
Jak pisze tygodnik "Economist", prawdopodobnie liczba zatrzymanych studentów będzie w najbliższych tygodniach rosła. Druga runda tych konfrontacji z policją może się odbyć podczas konwencji Partii Demokratycznej w Chicago w sierpniu, może też być znacznie bardziej brutalna.
Sytuacja jest bardzo trudna dla rektorów i administracji uniwersytetów, ponieważ republikańscy kongresmeni próbują doprowadzić do ich zwolnienia za domniemane tolerowanie antysemityzmu. Darczyńcy grożą wycofaniem środków. Politycy oczekują od nich zarazem tego, że będą bronić wolności słowa, jak i tworzyć środowisko sprzyjające nauce i pracy badawczej.
W praktyce znalezienie właściwego sposobu na radzenie sobie z tymi protestami jest bardzo trudne - ocenia brytyjski tygodnik. Amerykańska prawica, która od lat krytykowała prestiżowe uczelnie za nadmierny liberalizm, teraz chce uciszyć studentów przy pomocy Gwardii Narodowej. Lewica, która utożsamiała niepoprawne politycznie słowa z agresją, teraz chce tolerować wezwania do przemocy - pisze "Economist".
Liczą na areszt
Nie ma łatwych rozwiązań, ale należy wziąć pod uwagę, że "istotą obywatelskiego nieposłuszeństwa jest czasem dać się aresztować, w nadziei na to, że nierozsądne użycie siły przyciągnie uwagę do sprawy i pozwoli pozyskać współczucie" - ocenia tygodnik.
Na łamach popularnonaukowego magazynu "Scientific American" Bryden King, socjolog i specjalista od ruchów społecznych z Uniwersytetu Northwestern, pisze że aktywiści udoskonalili techniki protestu i wywierania presji na władze uczelni i opinię publiczną. Niektóre ich obecne taktyki, jak zakładanie obozów dla okupujących kampusy, to powtórka z protestów przeciw apartheidowi z lat 80.
Administracje uniwersytetów nie zwracają uwagi na fakt, że wykorzystanie policji przeciw demonstrantom "tylko bardziej mobilizuje studentów". - Te nierozważne wysiłki, to dolanie oliwy do ognia, które prowadzi do dalszej eskalacji protestów, ponieważ przyciąga do nich uwagę - podkreśla King. - A ta uwaga to paliwo aktywistów - dodaje.
Im więcej uwagi przyciągają demonstracje studentów, tym "większą presję mogą oni wywierać" na władze uczelni. - Administracje uniwersytetów, które działają rozważnie i powściągliwie, dają protestom czas i przestrzeń na działanie (...), mają większą szansę na konstruktywny dialog - podkreśla socjolog.
Biden: agresywne protesty nie są chronione przez prawo
Prezydent Joe Biden po raz pierwszy szerzej zabrał głos na temat trwających od tygodni protestów, które sparaliżowały pracę wielu uczelni i doprowadziły do starć z policją oraz między zwolennikami obu stron konfliktu.
- Wszyscy widzieliśmy te obrazki i wystawiają one na próbę dwie fundamentalne amerykańskie zasady: pierwsza to wolność słowa, prawo do pokojowych zgromadzeń i wysłuchania. Druga to praworządność. Obie muszą być przestrzegane - powiedział Joe Biden podczas niezapowiadanego wcześniej wystąpienia w Białym Domu na temat protestów na uczelniach.
- Nie jesteśmy państwem autorytarnym, gdzie ucisza się ludzi lub tłamsi sprzeciw. Ale nie jesteśmy też państwem bezprawia i porządek musi zwyciężyć - dodał.
Wcześniej Biden jedynie potępił antysemickie incydenty podczas demonstracji, a jednocześnie tych "którzy nie wiedzą, co się dzieje z Palestyńczykami".
W czwartek prezydent stwierdził, że choć popiera pokojowe protesty, to prawo nie chroni tych demonstracji, które wiążą się z przemocą, zastraszaniem studentów, wandalizmem czy zmuszają do zamykania uczelni.
- Nic z tego nie jest pokojowym protestem. To wbrew prawu. Sprzeciw jest konieczny dla demokracji, ale nie może prowadzić do nieporządku lub pozbawiania praw innych, żeby studenci mogli dokończyć semestr i swoją edukację - podkreślił.
Akcja policji na uniwersytecie
Kalifornijska policja starła się w czwartek nad ranem z uczestnikami propalestyńskiego protestu na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, rozmontowując rozległe obozowisko i zatrzymując dziesiątki studentów. Podobne działania przeprowadzono w szeregu innych uczelni.
Jak podaje "Washington Post", akcja kalifornijskiej policji stanowej zaczęła się przed 5. rano czasu lokalnego, kiedy było jeszcze ciemno. Policjanci użyli granatów hukowych i zaczęli zatrzymywać okupujących część kampusu studentów, pakując ich do sprowadzonych busów.
Według CNN w trakcie akcji, która pod koniec przybrała charakter gwałtownych starć, funkcjonariusze strzelali do protestujących gumowymi kulami. Dokładna liczba aresztowanych nie jest znana. Zajmujący obszar boiska piłkarskiego obóz został rozmontowany, a policja przejęła nad nim kontrolę około trzy godziny po rozpoczęciu akcji.
Miasteczko propalestyńskich demonstrantów stało na kampusie uczelni przez tydzień. Początkowo protest przebiegał pokojowo, lecz w ostatnich dniach dochodziło tam do starć protestujących z proizraelskimi kontrdemonstracjami. We wtorek władze uczelni uznały obóz za nielegalny i odwołały zajęcia w środę.
W czwartek policja wkroczyła też do podobnych obozowisk i aresztowała studentów na innych uczelniach, m.in. w Dartmouth w stanie New Hampshire, gdzie zatrzymano 90 osób, a także na uniwersytetach Fordham i Stony Brook w Nowym Jorku, Yale w Connecticut, Uniwersytecie Wisconsin w Madison oraz Uniwersytecie Teksańskim w Dallas. Łącznie propalestyńskie protesty mają miejsce w ponad stu uczelniach w całym kraju.
Źródło: PAP