Po niemal sześciu tygodniach wspierania Argentyńczyków w poszukiwaniu ich zaginionego okrętu podwodnego ARA San Juan Amerykanie wycofali swoje siły. Długotrwałe przeczesywanie dna Atlantyku nie przyniosło dotychczas rezultatu. Na miejscu zostają jeszcze Rosjanie.
Ostatnim dniem, kiedy Amerykanie aktywnie brali udział w poszukiwaniach był 27 grudnia. Potem już tylko się pakowali i zaczęli wracać do kraju oraz zajęć przerwanych w połowie listopada prośbą Argentyńczyków o pomoc.
Przeszukali, co im przydzielono. Teraz wracają
Amerykanie wysłali do Argentyny łącznie trzy samoloty patrolowe, które w pierwszej fazie poszukiwań ARA San Juan przeczesywały fragment południowej części Atlantyku, zrzucając łącznie 400 specjalnych boi sonarowych. Wysłali też statek oceanograficzny Atlantis, dysponujący specjalistycznym wyposażeniem do badania dna, cztery zdalnie sterowane roboty zdolne działać na dużych głębokościach i łącznie około 200 osób. Większość tych sił to elementy specjalnej jednostki szybkiego reagowania, która może być przerzucana samolotami transportowymi w każdy zakątek świata. Do Argentyny dotarła w ciągu doby po wysłaniu prośby o pomoc w poszukiwaniach ARA San Juan. Jej specjalistyczny sprzęt załadowano na wynajęty statek i ruszono w morze. Jednostka oceanograficzna Atlantis dotarła później, ale aktywnie brała udział w akcji do samego końca. Statek przeczesywał dno w rejonie zaginięcia ARA San Juan, poszukując wraku. - Amerykański zespół zakończył poszukiwania we wszystkich obszarach wskazanych przez marynarkę Argentyny. Każdy został sprawdzony dwa razy przy użyciu nowoczesnego sprzętu. Pomimo tych wysiłków nie udało się dotychczas zlokalizować ARA San Juan - napisała US Navy w oświadczeniu o wycofaniu swoich sił.
Rosjanie zostają
Do tej pory już kilka razy informowano o zlokalizowaniu na dnie Atlantyku obiektów, które mogłyby być zaginionym okrętem. Za każdym razem okazywało się, że były to jednak skały albo szczątki nie związane z ARA San Juan. Przeczesano wielki obszar, ale bez skutku. Po wycofaniu się Amerykanów, działania będą prowadzić jeszcze sami Argentyńczycy i Rosjanie. Ci drudzy przysłali na pomoc swoją specjalistyczną jednostkę Jantar, którą opisywaliśmy szerzej na tvn24.pl. Należy ona do owianego tajemnicą Głównego Zarządu Badań Podwodnych, uznawanego za rosyjski wywiad podwodny. Jantar ma na pokładzie specjalistyczne wyposażenie do badania dna i dwa batyskafy zdolne do głębokiego nurkowania. Jest nową jednostką, przyjętą do służby w 2016 roku. Nawet przy użyciu tak specjalistycznego sprzętu odnalezienie zaginionego okrętu podwodnego jest bardzo trudnym zadaniem. Zwłaszcza, że znany jest jedynie przybliżony rejon jego zaginięcia, wskazany przez stacje nasłuchowe, które odebrały dźwięk eksplozji pochodzący prawdopodobnie z ARA San Juan. To obszar, w którym dno gwałtownie opada, jest poprzecinane głębokimi kanionami. Poszukiwanie tak relatywnie małego obiektu może zająć nawet lata lub nigdy nie przynieść rezultatu. Amerykanie szukali swojego atomowego okrętu podwodnego USS Scorpion w 1968 roku przez pięć miesięcy przy zaangażowaniu znacznych sił i posiadaniu informacji z sieci nasłuchowej SOSUS. Francuzi nigdy nie znaleźli okrętu Minerve, który zniknął zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od wielkiej bazy francuskiej floty w Tulonie. Dno jest tam jednak na głębokości kilometra i bardzo nieregularne, co znacznie skomplikowało prowadzone przez wiele miesięcy bezowocne poszukiwania.
Ostatni komunikat o awarii
Na pokładzie zaginionego w połowie listopada argentyńskiego okrętu były 44 osoby. Nie wiadomo co dokładnie stało się z ARA San Juan. Według informacji ujawnionych przez argentyńską flotę dowódca okrętu w ostatnim komunikacie donosił o awarii chrap (specjalny system pozwalający zanurzonemu okrętowi pobierać powietrze z powierzchni), przez które woda wlała się do środa i uszkodziła część akumulatorów. Tego rodzaju incydent może prowadzić do wydostawania się trujących i wybuchowych gazów. Teoretycznie załoga mogła nie poradzić sobie z sytuacją i doszło do wybuchu, którego dźwięk został zarejestrowany przez dwie stacje nasłuchowe Organizacji Całkowitego Zakazu Testów Broni Jądrowej (CTBTO), której zadaniem jest monitorowanie nielegalnych testów broni jądrowej. Zaginięcie okręty wywołało burzę w argentyńskim społeczeństwie. Padło wiele oskarżeń pod adresem władz i wojska. Zdymisjonowano dowódcę floty. Nie zmienia to jednak faktu, że argentyńskie wojsko jest mocno niedofinansowane. Okręt miał 34 lata i przeszedł jedynie ograniczoną modernizację w latach 2008-2013.
Autor: mk//kg / Źródło: USNI News, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Armada Argentina