Od trzech dni na przedmieściach Lizbony dochodzi wieczorami do zamieszek. W środę burzliwie było w co najmniej pięciu podmiejskich osiedlach miejscowości Amadora w aglomeracji lizbońskiej. Gwałtowne reakcje mieszkańców spowodowało zabicie w poniedziałek przez policję rzekomego przestępcy. Funkcjonariusze utrzymują, że działali w obronie koniecznej.
Wczesnym rankiem w poniedziałek policyjny patrol postrzelił śmiertelnie 43-letniego czarnoskórego mężczyznę, mieszkańca osiedla Zambujal w mieście Amadora, położonym na terenie dystryktu Lizbona. Policja wydała oświadczenie, w którym przekazano, że mężczyzna należał do gangu i został zastrzelony, gdy podczas kontroli policyjnej próbował zaatakować nożem mundurowych. Według funkcjonariusze zabili agresora "działając w obronie koniecznej" po oddaniu w jego kierunku dwóch strzałów z broni palnej.
Już kilkanaście godzin później w Lizbonie wybuchły zamieszki, które według policji zostały wszczęte przez innych członków gangu. Od tamtej pory co wieczór na przedmieściach wybuchały uliczne zajścia.
Zamieszki na pięciu osiedlach
W środę na co najmniej pięciu podlizbońskich osiedlach doszło do rozruchów. Jak wynika z informacji służb, towarzyszyły im niszczenie mienia publicznego oraz rzucanie w policję petardami i butelkami. Dochodziło do podpaleń. Funkcjonariusze używali broni gładkolufowej.
Wśród zaatakowanych przez uczestników zamieszek była też jedna z ekip telewizyjnych, którą obrzucono petardami i kamieniami.
W kilku miejscach aglomeracji lizbońskiej, głównie na osiedlach zamieszkałych przez imigrantów, podpalone zostały śmietniki. Policja przekazała, że udaremniła podpalenie mienia publicznego na osiedlu Pontinha, gdzie "na gorącym uczynku" ujęto dwie osoby.
Policja zapowiedziała, że zbada kwestię tego, czy funkcjonariusze z poniedziałkowego patrolu nie użyli nadmiernej siły i środków. Tymczasem minister spraw wewnętrznych Margarida Blasco oznajmiła, że zostaną podjęte wszelkie wysiłki, aby postawić sprawców chaosu na przedmieściach przed wymiarem sprawiedliwości.
Źródło: PAP, Reuters