Połowę Facebooka sprzedał za tysiąc dolarów?

 
Fragment umowy zawartej w Zuckerbergiemfacebook/wired.com

Założyciel Facebooka sprzedał ponad połowę praw do swojego "dziecka" za 1000 dolarów - twierdzi nowojorski prawnik, reprezentujący niejakiego Paula Ceglię. Facebook broni się i "poważnie podejrzewa", że rzekoma umowa na którą powołuje się Ceglia to fałszerstwo.

"Mark Zuckerberg (założyciel Facebooka - red.) powiedział wyraźnie, że twierdzenia Ceglii to absurd i my poważnie podejrzewamy, że kontrakt jest podrobiony" - napisał najdroższy portal społecznościowy świata w oświadczeniu.

Jednak Paul Argentieri - nowojorski prawnik - twierdzi, że jego klient zapłacił w 2003 roku Zuckerbergowi za stworzenie dwóch stron, w tym witryny "The Face Book". Na dowód pokazuje dokumenty potwierdzające ponoć, iż Ceglia jest właścicielem połowy akcji wartego dziś 15 miliardów dolarów portalu.

Do kogo należy Facebook?

Z dokumentów sądowych wynika, że osoba podpisana jako "Mark Zuckerberg" zgodziła się w kwietniu 2003 roku za tysiąc dol. stworzyć stronę StreetFax. Za dodatkowy tysiąc - do 1 stycznia 2004 roku miał stworzyć stronę "The Face Book", a 50 proc. własności miało przypaść Ceglii.

Co więcej, Ceglia miał dostać 1 proc. udziałów więcej za każdy dzień opóźnienia. Jako, że Zuckerberg oddał pracę 4 lutego 2004 roku, Ceglia miałby mieć prawo do 84 proc. udziałów, plus jeszcze - odszkodowanie za opóźnienie.

Ostrożne zaprzeczenie

Twórca Facebooka nie stwierdził wprost, że to oszustwo. W środę wieczorem przyznał jedynie, w bardzo ostrożnej wypowiedzi: "jesteśmy całkiem pewni, że nie podpisaliśmy wtedy umowy która mówi, że oni mają jakiekolwiek prawo do własności Facebooka".

Z kolei sam Facebook wskazuje na kłopoty Ceglii z prawem. Co więcej, nawet jeśli umowa okaże się prawdziwa - wskazuje portal - sześcioletnie opóźnienie w dochodzeniu swoich praw, gdy Facebook się rozwijał, podważa prawo własności biznesmena.

Sam prawnik twierdzi, że gotów jest w każdej chwili pokazać umowę przedstawicielom Facebooka, jeśli pokwapią się i przyjadą do jego biura w Nowym Jorku. O takiej propozycji nie słyszał - jak mówi - rzecznik portalu Barry Schmitt. Co więcej, Schmitt stwierdził, że Argentieri proponował ugodę bez możliwości zerknięcia na kontrakt. Temu z kolei zaprzecza ten ostatni.

Źródło: Wired News

Źródło zdjęcia głównego: facebook/wired.com