Cypryjczycy czekają na wtorek, kiedy prawdopodobnie zostaną otwarte banki. Jednak bankowcy już zapowiedzieli na ten dzień strajk.
Polski przedsiębiorca od 14 lat działający na Cyprze zmuszony jest do zamknięcia sklepu z polską żywnością.
- Działalność jest właściwie zawieszona. Nikt nie może podjąć pieniędzy z banków, a tym samym zapłacić za towar. Sytuacja jest krytyczna - mówi Robert Zientara reporterowi Wojciechowi Bojanowskiemu.
Podkreśla, że wszyscy w kraju czekają na ruch banków. - Uwierzyliśmy Unii Europejskiej, że będzie pomagać małym firmom itp. Okazało się, że nic podobnego. Będziemy zamykać nasz sklep, bo nie ma znikąd pomocy - zapowiada Polak. - Ta sytuacja nie trwa od kilku dni czy tygodni, ale od jakiś dwóch lat. Nie mamy żadnych szans, musimy zamknąć nasz sklep - dodaje bezsiln.
Kryzys zaczął się "od wybuchu"
Zdaniem Polaka symptomów zapowiadających krach w kraju było wiele, m.in. wybuch, do którego doszło 11 lipca 2011 roku. W bazie wojskowej na Cyprze eksplodowała wtedy skonfiskowana w Iranie amunicja uszkadzając największą w kraju elektrownię.
Eksplozja pozbawiła dostępu do energii połowę wyspy, a koszty naprawy szkód pochłonęły setki milionów euro. Po wypadku do dymisji podali się ministrowie spraw zagranicznych i obrony, a wielu polityków domagało się ustąpienia prezydenta Christofiasa.
Po tym zdarzeniu na wyspie podrożał prąd, a wielu przedsiębiorców nie było stać na opłacanie rachunków w terminie, co wiązało się z wyłączeniem dopływu energii. - Żyjemy w permanentnym stresie właściwie od dwóch lat - wyjaśnia Zientara.
Mleko zostało rozlane
Zientara mówi otwarcie, że nie spodziewa się już niczego dobrego ze strony państwa. - Mleko zostało rozlane. Nawet jeśli odzyskamy jakąkolwiek płynność finansową, to ludzie nie będą mieli zaufania do tej wyspy.
- Będziemy w bardzo dużym kłopocie. Żeby odbudować to wszystko, co budowaliśmy przez tyle lat, będziemy potrzebować masy czasu - dodał.
Autor: zś//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24