Rosnąca liczba polskich imigrantów, a tym samym kierowców popełniających wykroczenia drogowe, to główna przyczyna kilkakrotnego wzrostu wydatków szkockich sądów na tłumaczy - pisze brytyjski "Times".
Najwięcej na tłumaczy wydają sądy w Aberdeen, gdzie wzrost wydatków w ciągu trzech lat sięgnął 1200 proc. i przez konserwatystów jest określany jako "zadziwiający" - pisze "Times". Oznacza to, że w 2007 r. na honoraria dla tłumaczy przeznaczono tam 26 tysięcy funtów. Podatnika kosztuje to w sumie 653 tys. funtów rocznie. Trzy lata temu te wydatki wynosiły tylko 167 tysięcy.
- To oczywiste, że przepisy ruchu drogowego w Polsce czy innych krajach nie są tak surowe, jak w Wielkiej Brytanii. Szczególnie nasi goście z Europy Wschodniej muszą się nauczyć, że przepisy obowiązują ich tak samo, jak nas wszystkich - oświadczył cytowany przez "Timesa" rzecznik szkockiego wymiaru sprawiedliwości Bill Aitken.
Według biura ubezpieczycieli pojazdów, które zajmuje się wypadkami z winy kierowców nieubezpieczonych, w ciągu dwóch lat zanotowało ponad trzykrotny wzrost skarg na Polaków. - To mogą być uroczy ludzie i naprawdę świetni hydraulicy, ale gdy posadzi się ich za kółkiem widać, że wielu Polaków postrzega przepisy drogowe - o ile w ogóle je zauważają - jako wyzwanie, z którym trzeba się zmierzyć - pisze brytyjski dziennik.
- Wystarczy obejrzeć na YouTube jeżące włosy na głowie filmy z udziałem polskich kierowców, by przekonać się o ich złej sławie i pojąć, że jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drogach, istnieje coś w rodzaju przepaści kulturowej - stwierdza "Times".
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24