"Polacy swoi i cudzy"


Warszawa dzieli Polaków na Białorusi na swoich i cudzych, uważa ambasador Białorusi w Polsce Wiktar Hajsionak. Rosyjska "Niezawisimaja Gazieta" podkreśla zaś, że żadne ostrzeżenia wobec Mińska ze strony Polski czy Unii Europejskiej nie odnoszą skutku.

- Oficjalna Warszawa podzieliła obywateli naszego kraju - etnicznych Polaków na swoich i cudzych. Obywatelom Białorusi narodowości polskiej odmawia się przyznania wiz w związku z tym, że stanowią jakoby zagrożenie dla konstytucyjnego ładu Polski. W istocie odbywa się to tylko dlatego, że wchodzą oni w skład

Oficjalna Warszawa podzieliła obywateli naszego kraju - etnicznych Polaków na swoich i cudzych. Obywatelom Białorusi narodowości polskiej odmawia się przyznania wiz w związku z tym, że stanowią jakoby zagrożenie dla konstytucyjnego ładu Polski. W istocie odbywa się to tylko dlatego, że wchodzą oni w skład prawomocnego Związku Polaków na Białorusi Wiktar Hajsionak

Finansowe wsparcie Borys

Jako legalny związek określił on organizację, której władze wybrane zostały we wrześniu 2009 roku. Na ich czele stoi Stanisław Siemaszko. Wybór Andżeliki Borys na prezesa organizacji w maju zeszłego roku ambasador określił jako hucpę, stwierdzając, że wyboru dokonała "grupa ludzi zaproszonych przez Borys".

Mówiąc dalej o stanowisku Polski ambasador stwierdził, że od 2005 roku przestała ona finansować ZPB, a skierowała "wszystkie środki finansowe na poparcie grupy Borys".

- Jest zrozumiałe, że grupie Borys potrzebne jest podsycanie zainteresowania nią, by nie pozbawić się tego wsparcia ze strony Polski, przede wszystkim finansowego - zasugerował dyplomata.

Ostrzeżenia bez skutku

Konflikt wokół Związku Polaków na Białorusi opisuje też rosyjska "Niezawisimaja Gazieta", podkreślając, że żadne ostrzeżenia wobec Mińska ze strony Polski czy Unii Europejskiej nie odnoszą skutku.

- Władze Białorusi nie tylko nie idą na jakiekolwiek ustępstwa, lecz kontynuują aresztowania i zatrzymania członków ZPB. Od 15 lutego pod różnymi pretekstami zatrzymano około 40 osób - przekazuje "NG".

Zdaniem gazety "oficjalny Mińsk nie uznaje żadnych oskarżeń o uciskanie mniejszości narodowych. Neguje również swój związek z konfliktem w ZPB". "NG" zauważa, że "latem, w czasie odwilży w relacjach Mińsk - Bruksela, przedstawiciele opozycyjnego ZPB żywili nadzieję, że zostaną oficjalnie uznani i zarejestrowani; że wreszcie zostaną pozostawieni w spokoju".

- Jednak tak się nie stało. Eksperci są zdania, że w tak ważnym okresie przedwyborczym - wybory prezydenckie na Białorusi odbędą się na początku 2011 roku - Mińsk nie ma ochoty na zabawy w demokrację - pisze dziennik i przypomina, że "to właśnie ze strony Polski prezydent Alaksandr Łukaszenka spodziewał się niespodzianki w postaci kolorowej rewolucji".

Rozłam Polaków

Władze Białorusi nie uważają Borys za prezes ZPB, choć władze polskie uznają jej wybór za legalny. Mińsk uznaje za jedynie prawomocne kierownictwo ZPB, na którego czele stoi Stanisław Siemaszko, a wcześniej Józef Łucznik.

Rozłam na dwa kierownictwa polskiej organizacji datuje się od zjazdu ZPB w marcu 2005 roku, na którym wybrano na prezesa Andżelikę Borys. Władze białoruskie nie uznały tego wyboru; doprowadziły do powtórzenia zjazdu i powierzenia stanowiska prezesa Józefowi Łucznikowi, czego z kolei nie uznały władze polskie.

Źródło: PAP