Pewien zwykły mieszkaniec stanu Ohio zapisze się w historii jako najprawdopodobniej pierwszy człowiek, który stanie przed sądem za "zastrzelenie" robota. Dokładnie robota policyjnego, który wjechał do jego domu.
Przypadek mieszkańca Ohio rozbudził dyskusję na temat regulacji prawnych dotyczących użycia przez służby bezpieczeństwa robotów. W USA są bardzo żywe obawy, iż państwo dąży do zwiększenia inwigilacji obywateli przy pomocy maszyn bezzałogowych.
Atak na robota
62-letni Michael Blevins ma szanse stać się symbolem dla tych, którzy sceptycznie patrzą na rozbudowane uprawnienia władz USA. Wszystko za sprawą incydentu z 24 stycznia. Policja została wezwana przez sąsiadów 62-latka, którzy słyszeli liczne strzały w jego domu i widzieli go mocno pijanego. Mężczyzna nie odpowiedział na wezwania policji i nie otworzył drzwi. Wezwany na miejsce negocjator też nic nie wskórał. Po przybyciu posiłków, zdecydowano o wysłaniu do domu małego robota zwiadowczego, który miał rozpoznać sytuację bez narażania policjantów. Pijanemu Blevinsowi nie spodobał się nieproszony gość na gąsienicach. Chwilę po wjechaniu do domu, robot został rozstrzelany przez mężczyznę przy użyciu pistoletu.
Nietykalna własność państwa
Ostatecznie policja wzięła 62-latka na przeczekanie. Gdy trochę wytrzeźwiał, udało się wejść do domu. W środku znaleziono znaczną ilość broni i amunicji, w tym dwa Ak-47 i 70-nabojowe magazynki, zakazane w Ohio. W środę Blevins usłyszał szereg zarzutów związanych z swoim wyskokiem. Jeden z nich to "zniszczenie własności państwowej". Tym samym stał się prawdopodobnie pierwszym człowiekiem oskarżonym o zastrzelenie robota.
Autor: mk//tka / Źródło: Pop Sci, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: US Gov | W Warby