- Przypomina mi to erę "Solidarności" – mówi 62-letnia pani Krystyna cytowana przez francuski dziennik "Le Monde", który podsumowuje sobotnią demonstrację współorganizowaną przez Komitet Obrony Demokracji w Warszawie. Z kolei magazyn Politico tłumaczy, dlaczego Polacy nie mogą się zgodzić co do liczby protestujących tego dnia w stolicy. Zachodnie media #PisząoPolsce.
"Le Monde" pisze o "przebudzeniu społeczeństwa obywatelskiego" w Polsce. "Skonsolidowani przeciwko władzy dokonującej od sześciu miesięcy konserwatywnej rewolucji" w kraju, obywatele "z miast całego kraju" zjechali do Warszawy i 7 maja "ponad 240 tys. z nich" protestowało na ulicach, okazując "przywiązanie do europejskich wartości" – relacjonuje dziennik.
"Więcej krzywdy niż Orban"?
Francuski dziennik powtarza sformułowanie, które zachodnie media przytaczają od soboty, mówiącą o jednej z "największych demonstracji od czasu upadku komunizmu w Polsce". Na potwierdzenie tego "Le Monde" poszukał głosów w tłumie przeciwników Prawa i Sprawiedliwości.
W "trzykilometrowej procesji" odnalazł m.in. 62-letnią panią Krystynę, która powiedziała, że "nie pamięta tak wielkich zgromadzeń od 1980 roku". "Przypomina mi to erę Solidarności" – mówiła. 42-letnia pani Beata walcząca w pochodzie o "fundamentalne wartości" europejskie mówiła z kolei, że "urodziła się w latach 70., przeżyła wszystkie etapy rozwoju kraju i teraz wydaje się, że powraca komunizm". "Publiczne media ujednolicono, a rząd nie szanuje ani konstytucji, ani rozdziału władzy" – tłumaczyła, dodając też, że "ma wrażenie, że po raz kolejny staramy się o wzniesienie muru między Europą Zachodnią i nami; Polska zaczynała zajmować ważne miejsce w Europie, a teraz jest marginalizowana. PiS może zrobić w Polsce więcej krzywdy, niż Wiktor Orban na Węgrzech" – powiedziała 42-latka cytowana przez "Le Monde".
"W kraju, w którym konserwatywna prawica długo miała monopol na mobilizowanie mas, teraz władza musi się liczyć z nowymi siłami, bo – jak napisano na wielu plakatach w czasie demonstracji – Polska to nie PiS" – kończy francuski dziennik.
"Walka na liczby"
Magazyn Politico pisze z kolei o "głęboko spolaryzowanym polskim społeczeństwie", które – w zależności od tego, jak określa swoje poglądy polityczne – różnie widzi liczbę protestujących w czasie sobotnich manifestacji. Magazyn przestrzega, by tej "śmiertelnie poważnej walki na liczby" nie uznawać za kolejny "polski dowcip" (ang. Polish joke – popularne w USA żarty z Polakach).
Policja mówi o 45 tys. protestujących na zakończeniu marszu, gdy władze miasta o 240 tys. i tak olbrzymi rozdźwięk ma swoje konsekwencje – dodaje Politico. Jeden z reporterów "prorządowej telewizji publicznej" policzył długopisem ludzi i wyszło mu, że było ich około 45,2 tys., gdy tymczasem reporterka publicznej telewizji, która relacjonowała marsz KOD-u na żywo, powiedziała na antenie o około "200 tys." protestujących. Trafiła za to na rozmowę z szefostwem stacji – dodaje Politico.
Prywatne stacje telewizyjne mówią w tym czasie o około 100 tys. demonstrujących, a dużą karierę zrobiły na przestrzeni godzin wyliczenia "blogera, na którego zdjęciu profilowym na Facebooku jest Muppet". Liczbę jaką podał – 213360 osób – powtórzyło z niewiadomych powodów kilka stacji telewizyjnych w kraju, pisze Politico.
Nie wiadomo, ilu uczestników marszu pojawiło się na miejscu 7 maja, ale nie zmienia to faktu, że "zwolennicy rządu bardzo mocno starają się o nazwanie demonstracji żenującą klapą" – zaznacza magazyn cytując m.in. szefa MSW Mariusza Błaszczaka, który w radiu RMF FM powiedział, że "na ulicach miały się pojawić setki tysięcy, milion ludzi".
Autor: adso\mtom / Źródło: "Le Monde", Politico