Państwa Zachodu i Organizacja Narodów Zjednoczonych rozważają rozmieszczenie międzynarodowych sił pokojowych w Burundi. Dyplomaci obawiają się, że w przeciwnym razie trwająca od miesięcy fala przemocy doprowadzi do wybuchu otwartego konfliktu etnicznego w tym państwie.
Jak informuje agencja Reutera, rozważane jest wysłanie stałych sił pokojowych do Burundi w celu powstrzymania przemocy. O utworzenie planów rozmieszczenia takich sił w ubiegłym miesiącu zwracała się również Rada Pokoju i Bezpieczeństwa Unii Afrykańskiej.
240 zabitych, tysiące uchodźców
Co najmniej 240 osób zostało zabitych, a dziesiątki tysięcy zmuszonych do ucieczki z kraju w rezultacie przetaczającej się przez Burundi od kilku miesięcy fali przemocy.
Kryzys rozpoczął się, gdy w kwietniu prezydent Pierre Nkurunziza zdecydował się kandydować na trzecią kadencję. Legalność tej decyzji wywołała spory, mimo to zwyciężył on w lipcowych wyborach, których wyniki zostały podważone.
ONZ ostrzegła w poniedziałek, że Burundi grozi nieuchronna katastrofa, jeśli obecna przemoc doprowadzi do dokonywania zbrodni. Władze tego kraju podkreślają, że sytuacja nie jest tak zła i nie nie ma podstaw do obaw, że dojdzie w nim do ludobójstwa.
Niespokojne państwo
10-milionowe Burundi, położone w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między Hutu, stanowiącymi większość, a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych.
Autor: mm\mtom / Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: CC BY-SA 2.0 | US Army Africa