"On żyje!", "Bóg jest wielki!". Libijczycy ratowali ambasadora?


Libijczycy próbowali ratować amerykańskiego ambasadora, który uległ zaczadzeniu podczas ataku na konsulat USA w Bengazi w ubiegłym tygodniu - wynika z ujawnionych przez AP filmu i relacji świadków. W ataku zginęło w sumie czterech obywateli USA.

Associated Press podaje, że na filmie widać, jak Libijczycy próbują cucić ambasadora Chrisa Stevensa w jednym z pomieszczeń konsulatu wznosząc okrzyki "On żyje!", "Bóg jest wielki!", a następnie szybko go wynoszą i torują sobie drogę, by odwieźć go do szpitala prywatnym samochodem.

AP pisze, że według autora nagrania i innych świadków obecnych na miejscu tłum nie wiedział, że nieprzytomny, ale wciąż żywy mężczyzna jest ambasadorem USA. Zdaniem agencji ludzie wiedzieli jedynie, że to cudzoziemiec.

Informacje AP potwierdza "The New York Times", w którego tłumaczeniu Libijczycy krzyczą m.in., by wyciągnąć Amerykanina z pomieszczenia. - Ten człowiek żyje. Z drogi! Wynieś go cżłowieku! - krzyczy jeden z mężczyzn. - Z drogi, z drogi, on żyje - krzyczy inny, a wtórują mu okrzyki "Bóg jest wielki". Ktoś inny krzyczy jeszcze, by zanieść dyplomatę do samochodu. Według lekarzy jednak Stevens zmarł już, zanim trafił do szpitala.

Co dokładnie się stało? Nie ma jasności, jak doszło do tego, że Stevens znalazł się sam w zamkniętym na klucz pomieszczeniu konsulatu, oddzielony od reszty pracowników, którzy byli ewakuowani z budynku atakowanego przez agresywny i uzbrojony tłum. Podczas ataku w konsulacie wybuchł pożar. Ostatecznie ambasador zmarł z powodu zatrucia dymem krótko po tym, jak został odnaleziony. 90-minutowa reanimacja w szpitalu się nie powiodła.

Wciąż nie jest też jasne, czy śmierć ambasadora i pozostałych dyplomatów była przypadkowa, czy też byli oni celem ataku zbrojnych bojówek. Według amerykańskiej ambasador przy ONZ Susan Rice, wydarzenia, jakie rozegrały się w ubiegły wtorek w konsulacie w Bengazi były spontaniczną reakcją na wcześniejsze demonstracje w Egipcie przeciwko antyislamskiemu filmowi o proroku Mahomecie.

- Uważamy, że ludzie w Bengazi przyszli pod nasz konsulat, aby naśladować to, co działo się w Kairze. Gdy już trwało, zostało niejako przechwycone przez grupki ekstremistów, którzy przyszli z cięższą bronią - powiedziała Rice.

Ostrzegali

Wypowiedź Rice stoi w sprzeczności z deklaracją prezydenta Libii Muhammada al-Magariafa, który powiedział w niedzielę, że atak był zaplanowany przez islamskich ekstremistów.

- To było z góry zaplanowane (...) przez cudzoziemców, którzy specjalnie przyjechali do Libii kilka miesięcy temu i od początku przygotowywali ten przestępczy czyn. Nie mamy wątpliwości, że to zostało popełnione z premedytacją - powiedział libijski prezydent. Stacja CNN podała, że na trzy dni przed atakiem na amerykańskie przedstawicielstwo dyplomatyczne w Bengazi funkcjonariusze libijskich służb bezpieczeństwa ostrzegali dyplomatów USA przed zagrożeniem ze strony działających w okolicy uzbrojonych grup dżihadystów.

Autor: mn//bgr / Źródło: PAP

Raporty: