Amerykańska policja uwolniła 11 dzieci, które uzbrojeni "ekstremiści" przetrzymywali w tragicznych warunkach w prowizorycznym obozowisku na pustkowiu w Nowym Meksyku w Stanach Zjednoczonych. Dwaj dorośli mężczyźni zostali zatrzymani.
- Jestem policjantem od 30 lat. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Niewiarygodne - mówi szeryf hrabstwa Taos w Nowym Meksyku Jerry Hogrefe. W ten sposób opisuje to, co zobaczył 3 sierpnia. Teraz o interwencji jego i jego podwładnych piszą media w całych Stanach Zjednoczonych.
Funkcjonariusze przeprowadzili akcję w dalekim Nowym Meksyku położonym na środkowym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Tam, nie wiadomo od jak dawna, w górzystym terenie, istniało dzikie obozowisko, o którym służby wiedziały, ale do teraz nie miały powodu, by wejść na jego teren i sprawdzić, co się tam dzieje.
Poszukiwania trzyletniego dziecka
Szturm przeprowadzono w piątek.
Policja interweniowała w związku z poszukiwaniami trzyletniego dziecka, które w ubiegłym roku zaginęło z Jonesboro w stanie Georgia. O jego uprowadzenie podejrzewany był ojciec dziecka, 39-letni Siraj Wahhaj. Mężczyzna wyszedł z nim na spacer do parku i słuch po nim zaginął. Wydano za nim wówczas list gończy.
Na przełomie lipca i sierpnia policja uzyskała informacje, że poszukiwany Wahhaj może przebywać na terenie obozowiska w Nowym Meksyku.
W tym samym czasie policja otrzymała sygnał - prawdopodobnie od kogoś znajdującego się w obozowisku. Wiadomość brzmiała: "głodujemy, potrzebujemy jedzenia i wody".
2 sierpnia szeryf uzyskał nakaz przeszukania obozu. Znaleziono w nim Wahhaja i jego wspólnika Lucasa Mortena.
- Absolutnie wiedziałem, że nie możemy czekać (...) i że musieliśmy to sprawdzić tak szybko, jak tylko się da - oświadczył szeryf. Dodał, że policja musiała starannie zaplanować operację, bo podejrzani "mogli być mocno uzbrojeni i uważani byli za muzułmańskich ekstremistów".
Karabin, pistolety, amunicja
Operację przeprowadzono o poranku w piątek.
Początkowo mężczyźni odmówili wykonywania poleceń policjantów, którzy zajęli pozycje wokół posesji, ale operacja przebiegła bez większych komplikacji. Nikt nie został też ranny.
Wahhaj i Morten w obozie zgromadzili karabin AR-15, pięć załadowanych magazynków ze 150 nabojami i cztery załadowane pistolety. Jeden z pistoletów miał przy sobie Wahhaj.
Jednak to, co zobaczyli później funkcjonariusze, przeszło ich oczekiwania.
"Nigdy nie widziałem czegoś takiego"
W obozowisku "otoczonym kamieniami i glinianym nasypem", znaleziono 11 dzieci, z których najstarsze miało 15 lat, a najmłodsze rok. Poszukiwanego trzylatka uprowadzonego w stanie Georgia wśród nich nie było.
Na terenie obozowiska znajdowały się zbite z desek i palet konstrukcje, poprzykrywane folią, które służyły za miejsca do spania.
Szeryf Hogrefe stwierdził, że dzieci żyły w "najsmutniejszych warunkach i biedzie, jakie widział". Według jego słów, były głodne, spragnione i brudne. - Wychudzone, było widać ich żebra, zaniedbane pod kątem higieny, bardzo przerażone - relacjonował stan dzieci. - Jestem policjantem od 30 lat. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Niewiarygodne - mówił.
Jak się okazało, oprócz dzieci w obozowisku mieszkały także trzy kobiety.
Kobiety uważa się za matki wszystkich dzieci. Zostały one przesłuchane i wypuszczone.
Morten usłyszał zarzut ukrywania poszukiwanego listem gończym Wahhaja. Ten z kolei został zatrzymany bez prawa do wyjścia za kaucją na podstawie listu gończego, wydanego za nim w stanie Georgia, gdzie jest poszukiwany za uprowadzenie swojego trzyletniego dziecka.
Autor: pk/adso / Źródło: Guardian, Washington Post