Obama nie wyśle wojsk do Iraku, ale...


Prezydent USA Barack Obama ponownie zapewnił, że nie chce angażować amerykańskich wojsk lądowych do walki z dżihadystami Państwa Islamskiego (IS). Wymijająco dodał jednak, że sytuacja może zmienić się na tyle, że ich wykorzystanie będzie konieczne.

Odnosząc się do pytań dziennikarzy Obama posłużył się daleko idącym hipotetycznym przykładem. Stwierdził, że gdyby dżihadyści na przykład weszli w posiadanie broni atomowej, to w takim wypadku nie zawaha się wysłać wojsk do boju. - Dlatego wszelkie pytania ograniczają się do analizy okoliczności. Obecnie działamy w porozumieniu z naszymi sojusznikami i koncentrujemy się na szkoleniu sił bezpieczeństwa Iraku, aby mogły wykonywać zadania na lądzie - poinformował prezydent USA.

Różne scenariusze dla Iraku

Obama odniósł się tym samym do pytań, które dotyczyły wypowiedzi amerykańskiego przewodniczącego kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA. Generał Martin Dempsey w zeszłym tygodniu podkreślił, że wykorzystanie wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych do walki z IS jest brane pod uwagę. - Taką ma pracę. Musi myśleć o różnych scenariuszach - stwierdził amerykański prezydent. Obama zaprzeczył wcześniejszym doniesieniom amerykańskich mediów, które informowały o możliwej zmianie strategii Waszyngtonu w sprawie syryjskiego konfliktu. Biały Dom, według telewizji CNN, miał dostrzec, że pokonanie IS bez pozbawienia władzy prezydenta Syrii Baszara el-Asada może być niemożliwe. Dlatego miał poprosić doradców o rewizję dotychczasowej polityki ws. Syrii. Prezydent USA powiedział w Australii, że nie bierze na razie pod uwagę takiej ewentualności, a jego doradcy na bieżąco analizują sytuację w Iraku i Syrii. Obama przemawiał na konferencji prasowej, która podsumowywała jego tygodniową podróż do Azji i Australii, gdzie uczestniczył w dwudniowym szczycie państw G20.

Autor: mk//gak / Źródło: PAP