Dwa dni przed zestrzeleniem nad Donbasem boeinga Malaysia Airlines na biurku polityków w Berlinie znalazł się raport niemieckich służb bezpieczeństwa, w którym stwierdzano, że „sytuacja w przestrzeni powietrznej nad Ukrainą się zmieniła” i loty pasażerskie nie są bezpieczne. Takie informacje Berlin wysyła zawsze do linii lotniczych w kraju, a te zgłaszają wnioski do europejskiej Agencji Lotnictwa Cywilnego. Jednak ani 15, ani 16 lipca ubiegłego roku nikt tego nie zrobił. 17 lipca zginęło 298 osób. Nie wiadomo, kto zawinił - pisze "Sueddeutsche Zeitung".
Dziennikarze „SZ” dotarli do wewnętrznych raportów niemieckich służb, które zaopatrują codziennie kancelarię kanclerz Angeli Merkel i poszczególnych resortów w dane dotyczące bezpośrednich i pośrednich zagrożeń dla bezpieczeństwa kraju i obywateli Niemiec.
Ktoś zbagatelizował raport?
15 lipca 2014 przekazany został raport, w którym stwierdzano, że mające miejsce kilka dni wcześniej zestrzelenie wojskowego ukraińskiego antonowa (samolot transportowy) nad Donbasem, do którego przyznali się prorosyjscy rebelianci, „przedstawia bardzo poważne zagrożenie” i „wprowadza jego nowy charakter”. Maszyna została trafiona przez pocisk na wysokości ponad 6000 metrów i to - jak podkreśliły niemieckie służby w raporcie - „sugeruje, że możliwe jest też strącenie samolotów lecących na większej wysokości”.
„SD” pisze, że w przypadku pojawienia się takiego raportu rząd w Berlinie ma wręcz obowiązek poinformować o zagrożeniu linie lotnicze: w pierwszej kolejności niemieckie, a w drugiej - choć niekoniecznie - innych przewoźników obsługujących loty do i z Niemiec.
- Żadnego takiego komunikatu nie dostaliśmy - mówi jednak przedstawiciel Lufthansy, jednej z największych linii na świecie, cytowany przez gazetę. - Gdyby rząd wysłał coś takiego, Lufthansa od razu zrezygnowałaby z przelotów nad Ukrainą - dodał.
Samolot niemieckiej firmy nie został zestrzelony nad Ukrainą, ale to można uznać „za czysty przypadek” - kontynuuje „SZ”. 17 lipca ub. roku prawie taką samą trasę jak w przypadku boeinga Malaysia Airlines pokonywały bowiem trzy maszyny Lufthansy. Ostatnia z nich 20 minut przed katastrofą lotu MH17.
Linie lotnicze wiedziałyby co robić
Ekspert z Instytutu Prawa Lotniczego z Uniwersytetu w Kolonii cytowany przez dziennik dodaje, że „jest nie do pomyślenia jest, by w sytuacji, w której loty stają się zwykłym hazardem, a raport jest tak ewidentny”, linie lotnicze nie zostały o tym uprzedzone.
Bardzo możliwe, że wysłanie sygnału przez Berlin doprowadziłoby do tego, że pasażerskie samoloty tamtego dnia nad wschodnią Ukrainą już by się nie pojawiły. Linie lotnicze współdziałają bowiem bardzo blisko i ze sobą, i z Europejską Agencją Lotnictwa Cywilnego. Ta ostatnia wydaje zalecenia dotyczące podróżowania m.in. opierając się o informacje dostarczane z europejskich stolic.
"SZ" pisze, że biuro MSZ w Berlinie, które jako pierwsze powinno zareagować na raport, nie skomentowało pytań dziennikarzy. Resort transportu stwierdził z kolei, że nigdy żadne pytanie dotyczące katastrofy na Ukrainie do niego nie wpłynęło, dlatego tych doniesień urzędnicy również "nie będą komentowali".
17 lipca 2014 r. nad Donbasem na wysokości ponad 10000 metrów zestrzelony został najprawdopodobniej przez prorosyjskich rebeliantów używających rosyjskiego sprzętu wojskowego samolot linii Malaysia Airlines. Zginęło wszystkie 298 osób znajdujące się na jego pokładzie. Prawie 200 pasażerów pochodziło z Holandii, a kilkanaście osób z Niemiec. Samolot leciał z Amsterdamu do Australii.
Autor: adso//gak / Źródło: "Sueddeutsche Zeitung"