Rzeczniczka prokuratury potwierdziła, że oskarżenie związane jest ze zbrodniami nazistowskimi, jednak nie podała szczegółów. "Die Welt" przypomina, że oskarżony od sierpnia 1944 r. do kwietnia 1945 r. był strażnikiem w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym Stutthof.
Dziennik podaje, że oskarżony przyznał w prokuraturze, że widział ludzi prowadzonych do komory gazowej. Twierdził, że żal mu było więźniów, o których wiedział, że byli Żydami, którzy nie popełnili żadnych zbrodni. Nie poczuwa się jednak do winy. "Czemu miałoby służyć, gdybym stamtąd odszedł? Znaleźliby kogoś innego" - cytuje jego słowa "Die Welt".Reuters zwraca uwagę, że proces tego byłego esesmana będzie jednym z ostatnich związanych z nazistowskimi zbrodniami wojennymi, ponieważ żyje już tylko bardzo niewielu zamieszanych w te zbrodnie.
110 tysięcy więźniów
Niemiecki obóz koncentracyjny Stutthof powstał 2 września 1939 r. na Żuławach Wiślanych, nieopodal miejscowości Sztutowo, która przed II wojną światową wchodziła w skład Wolnego Miasta Gdańska. Był pierwszym obozem założonym poza granicami Niemiec i jednym z ostatnich wyzwolonych w maju 1945 r. przez wojska sowieckie.
Początkowo obóz był przeznaczony dla Polaków z Pomorza. Od 1942 r. do obozu zaczęli trafiać Polacy z innych regionów, a także Żydzi i osoby innych narodowości, między innymi Rosjanie, Norwegowie i Węgrzy.
Wśród 110 tysięcy więźniów Stutthofu były osoby pochodzące z 28 krajów. Liczbę ofiar obozu szacuje się na ok. 65 tysięcy, spośród których ok. 28 tys. stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego.W styczniu 1945 r. Niemcy rozpoczęli pieszą ewakuację ok. połowy z 24 tysięcy przebywających wówczas w KL Stutthof więźniów. Wielu z nich zmarło w drodze z powodu mrozu, głodu i wycieńczenia. Marsz ten nazwany został Marszem Śmierci.
Bezkarni do 2011
Jeszcze kilka lat temu byli strażnicy z niemieckich nazistowskich obozów zagłady pozostawali praktycznie bezkarni, ponieważ niemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 roku, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego.
Ze względu na brak świadków zbrodni było to w większości przypadków niemożliwe.
Przełomowe dla ścigania sprawców tej kategorii przestępstw okazało się skazanie na pięć lat więzienia Johna Demjaniuka, byłego strażnika w niemieckim nazistowskim obozie zagłady w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zamordowaniu ponad 28 tysięcy więźniów, pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów karalnych.Centralny urząd ds. ścigania zbrodni nazistowskich w Ludwigsburgu, opierając się na precedensowej sprawie Demjaniuka, zalecił właściwym prokuraturom wszczęcie postępowania przeciwko byłym strażnikom.
Autor: akw/ja / Źródło: PAP