Prokuratura w Hamburgu oskarżyła 92-letniego byłego esesmana, strażnika w hitlerowskim obozie zagłady, o pomocnictwo w morderstwie w 5230 przypadkach - informuje w czwartek internetowe wydanie "Die Welt".
Rzeczniczka prokuratury potwierdziła, że oskarżenie związane jest ze zbrodniami nazistowskimi, jednak nie podała szczegółów. "Die Welt" przypomina, że oskarżony od sierpnia 1944 r. do kwietnia 1945 r. był strażnikiem w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym Stutthof.
Dziennik podaje, że oskarżony przyznał w prokuraturze, że widział ludzi prowadzonych do komory gazowej. Twierdził, że żal mu było więźniów, o których wiedział, że byli Żydami, którzy nie popełnili żadnych zbrodni. Nie poczuwa się jednak do winy. "Czemu miałoby służyć, gdybym stamtąd odszedł? Znaleźliby kogoś innego" - cytuje jego słowa "Die Welt". Reuters zwraca uwagę, że proces tego byłego esesmana będzie jednym z ostatnich związanych z nazistowskimi zbrodniami wojennymi, ponieważ żyje już tylko bardzo niewielu zamieszanych w te zbrodnie.
110 tysięcy więźniów
Niemiecki obóz koncentracyjny Stutthof powstał 2 września 1939 r. na Żuławach Wiślanych, nieopodal miejscowości Sztutowo, która przed II wojną światową wchodziła w skład Wolnego Miasta Gdańska. Był pierwszym obozem założonym poza granicami Niemiec i jednym z ostatnich wyzwolonych w maju 1945 r. przez wojska sowieckie.
Początkowo obóz był przeznaczony dla Polaków z Pomorza. Od 1942 r. do obozu zaczęli trafiać Polacy z innych regionów, a także Żydzi i osoby innych narodowości, między innymi Rosjanie, Norwegowie i Węgrzy.
Wśród 110 tysięcy więźniów Stutthofu były osoby pochodzące z 28 krajów. Liczbę ofiar obozu szacuje się na ok. 65 tysięcy, spośród których ok. 28 tys. stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego. W styczniu 1945 r. Niemcy rozpoczęli pieszą ewakuację ok. połowy z 24 tysięcy przebywających wówczas w KL Stutthof więźniów. Wielu z nich zmarło w drodze z powodu mrozu, głodu i wycieńczenia. Marsz ten nazwany został Marszem Śmierci.
Bezkarni do 2011
Jeszcze kilka lat temu byli strażnicy z niemieckich nazistowskich obozów zagłady pozostawali praktycznie bezkarni, ponieważ niemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 roku, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego.
Ze względu na brak świadków zbrodni było to w większości przypadków niemożliwe.
Przełomowe dla ścigania sprawców tej kategorii przestępstw okazało się skazanie na pięć lat więzienia Johna Demjaniuka, byłego strażnika w niemieckim nazistowskim obozie zagłady w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zamordowaniu ponad 28 tysięcy więźniów, pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów karalnych. Centralny urząd ds. ścigania zbrodni nazistowskich w Ludwigsburgu, opierając się na precedensowej sprawie Demjaniuka, zalecił właściwym prokuraturom wszczęcie postępowania przeciwko byłym strażnikom.
Autor: akw/ja / Źródło: PAP