Piloci podchodzącego do lądowania w San Francisco Boeinga 777 byli przekonani, iż automatyczne systemy kontrolują prędkość ich samolotu. Kiedy zorientowali się, że lecą zdecydowanie za wolno, było już za późno - podał amerykański urząd ds. bezpieczeństwa transportu (NTSB). Przedstawiciele insytucji poinformowali ponadto, maszyna uderzyła ogonem w falochron, co spowodowało oderwanie się go od reszty kadłuba.
Na konferencji prasowej w Kalifornii przedstawiciele instytucji badającej sobotni wypadek Boeinga 777 na lotnisku w San Francisco nie stwierdzili jednak wprost, dlaczego samolot zbliżając się do pasa startowego leciał zbyt wolno i zbyt nisko.
Liczyli na automat
NTSB nie wykluczył niczyjej pomyłki ani awarii sprzętu, jednak nakreślony przez urząd obraz katastrofy przedstawia niedoświadczoną załogę, która nie zareagowała wystarczająco szybko na ostrzeżenie, że samolot ma kłopoty. Nagrania dźwiękowe wykazały, że piloci próbowali skorygować prędkość i wysokość dopiero na kilka sekund przed silnym uderzeniem w falochron.
Według zebranych informacji, załoga podchodziła do lądowania z pomocą systemu automatycznej kontroli ciągu. Wprowadzili do systemu odpowiednią prędkość i spodziewali się, że samolot sam ją utrzyma. Tak się jednak nie stało i maszyna leciała o 1/4 za wolno. Pilot-instruktor nadzorujący lądowanie prowadzone przez dopiero uczącego się na B777 kolegi dopiero 16 sekund przed katastrofą zorientował się, że automatyczna kontrola ciągu nie działa. Próbował wtedy przerwać lądowanie, ale było już za późno.
NTSB nie precyzuje, czy problem z kontrolą ciągu był winą sprzętu, czy złej jego obsługi. Przewodnicząca NTSB Deborah Hersman zaznaczyła jednak, że piloci mają obowiązek monitorowania sytuacji samolotu i to oni są odpowiedzialni za utrzymanie właściwej prędkości.
Po raz pierwszy w roli instruktora
Hersman powiedziała, że pilot siedzący za sterami w czasie lądowania był dopiero w połowie szkolenia i w San Francisco lądował po raz pierwszy w życiu. Jak dodała, obecny w kokpicie drugi pilot po raz pierwszy w życiu pełnił rolę instruktora. Urząd bada także doniesienia, według których wóz strażacki spowodował śmierć jednej z ofiar. Strażacy biorący udział w sobotniej akcji ratunkowej na pasie startowym dopuścili taką możliwość.
Ustalono, że pod wpływem uderzenia dwie stewardessy pracujące w tylnej części samolotu zostały wyrzucone z maszyny i znalezione pośród szczątków. Obie kobiety przeżyły.
Jedna ze stewardess została natomiast ciężko ranna podczas próby uruchomienia awaryjnego nadmuchiwanego trapu. Gumowa "zjeżdżalnia" otworzyła się do wewnątrz przygniatając ją z dużą siłą do ściany. Jeden z pasażerów zeznał, że widział tylko jej "wystającą i poruszającą się nogę". Ostatecznie przy pomocy jednego z pilotów udało się ją uwolnić, ale odniosła poważne obrażenia.
Dwie ofiary, ponad 180 rannych
Lecący z Seulu Boeing 777-200 kompanii Asiana Airlines z 291 pasażerami i 16 członkami załogi na pokładzie rozbił się w sobotę podczas lądowania w San Francisco. W katastrofie zginęły dwie osoby, a ponad 180 zostało rannych.
Autor: mn,mk//tka / Źródło: Reuters, PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: NTSB