"Misja zakończona, Chile". W ojczyźnie górników szaleństwo


"Misja zakończona, Chile" - kiedy ostatni górnik wyjechał na powierzchnię, banner z takim napisem pojawił się w rękach ratowników nadzorujących pod ziemią akcję ratunkową. Chile oszalało z radości.

Dokładnie o godzinie 2.53 na powierzchnię wyszedł ostatni z górników - sztygar Luis Urzua. W San Jose radości nie było końca. Na miejscu tłum zgromadzonych, z prezydentem Sebastianem Pinerą na czele odśpiewali hymn.

Czekali z nadzieją

Wielu z bliskich górników zdecydowało się pozostać w obozie niedaleko Copiapo aż do momentu kiedy nie zakończy się akcja ratownicza.

Micheal Rojas, syn górnika Pablo Rojasa, który jako 19 opuścił kopalnię, powiedział, że cała akcja była niesamowitym doświadczeniem. - Jestem taki dumny z niego, z nich wszystkich; przeżył 70 dni tam na dole. To dzień dumy dla całego Chile - powiedział.

- To moment, na który czekaliśmy - mówiła z kolei siostra Dariusa Segovii. Z kolei Darwin Cortez, brat Pedro Corteza, który wyjechał kapsułą na ziemię, otworzył szampana. - Dzięki Bogu, dzięki Bogu. Wszyscy są bezpieczni. To cud!- mówił.

"Niech żyje Chile"

Świętowanie zaczęło się praktycznie w całym kraju. W stolicy Chile - Santiago setki ludzi zebrało się na placu, gdzie na telebimie pokazywano na żywo transmisję z akcji ratowniczej. Tłum powiewał flagami; kierowcy samochodów trąbili klaksonami i krzyczeli "Niech żyje Chile!".

33 górników - 32 z Chile i jeden z Boliwii od 5 sierpnia br. było uwięzionych pod ziemią w kopalni miedzi i złota San Jose w Chile. Przez kilkanaście dni praktycznie wszyscy myśleli, że nie żyją. Jednak 22 sierpnia udało się nawiązać kontakt z górnikami. Rozpoczęto prace, które miały doprowadzić do wydostania górników. W minioną sobotę ratownikom udało się dowiercić do pomieszczenia, w którym przebywali mężczyźni. W nocy z wtorku na środę rozpoczęła się żmudna akcja wyciągania górników.

Źródło: telegraph.co.uk, PAP