W kolejnym w ostatnich dniach wybuchu przemocy w rosyjskiej Inguszetii zginął milicjant i jeden cywil. Ofiary zginęły w eksplozji domu w największym mieście kaukaskiej republiki, Nazraniu.
Wybuch, którego źródło nie jest jeszcze znane, zranił też 28 innych osób. Wśród rannych jest szef nazrańskiej milicji.
Przemoc w republice
Do aktów przemocy w Inguszetii dochodzi niemal co tydzień. 14 lutego w czasie ataku sił federalnych na bazę islamskich rebeliantów w rejonie rzeki Sunża zginęło co najmniej czterech cywilów, a dwóch zostało rannych.
Do tragedii tej doszło podczas operacji przeciwko bojownikom dowodzonym przez lidera północnokaukaskich rebeliantów Doku Umarowa. W strefie walk, w toku których strona rosyjska użyła śmigłowców bojowych i artylerii, przypadkowo znalazło się około 80 mieszkańców okolicznych wiosek, którzy zbierali w tamtejszych lasach czeremszę, czyli dziki czosnek.
Dorwać Umarowa
Strona rosyjska utrzymuje, że rebelianci używali cywilów jako "żywych tarcz" - pod ich osłoną próbowali wydostać się z okrążenia. Prezydent Inguszetii Junus-Bek Jewkurow poinformował, że w wyniku operacji zlikwidowano 18 bojowników.
Nie ma wśród nich Umarowa, na którego od 19 stycznia w Czeczenii i Inguszetii trwa obława. Kieruje nią najbliższy współpracownik czeczeńskiego prezydenta Ramzana Kadyrowa - deputowany do Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu, Adam Delimchanow.
Źródło: reuters, pap