Prezydent Białorusi oświadczył, że nie może dopuścić do wybuchu konfliktu na Białorusi według ukraińskiego scenariusza. - Istnieje granica, której nikt nie powinien przekroczyć - ostrzegł Alaksandr Łukaszenka, nawiązując do protestów przeciwników jego dekretu o pasożytnictwie.
- Ze mną nie dojdzie do ukraińskiej sytuacji na Białorusi. Nie mogę dopuścić, żeby na Białorusi powtórzył się ukraiński wariant – oświadczył w piątek Alaksandr Łukaszenka.
Wyraził przy tym przekonanie, że komuś zależy na tym, żeby na Białorusi wywołać zamieszki.
- Ktoś chce zaognić sytuację i wykorzystuje do tego naszych kozaków. Doszło do tego, że jak partyzanci kopali doły i chowali. Chowają broń, sprzęt, topory, noże, granaty i temu podobne. I wszyscy mówią: uczymy dzieci patriotyzmu. Z bojowymi granatami uczyć dzieci? – powiedział prezydent.
"Zasadnicze pole walki"
- Kogoś swędzą ręce. Ale istnieje granica, której nikt nie powinien przekroczyć, łamiąc prawo i konstytucję. I jeśli władza tego nie dostrzeże, dojdzie do reakcji łańcuchowej, którą będzie bardzo trudno zatrzymać, bo zostaną wciągnięte miliony ludzi – oświadczył białoruski przywódca.
Wyraził też przekonanie, że częścią dzisiejszych wojen hybrydowych jest konfrontacja informacyjna w internecie. - Informacyjne wojny przez internet to zasadnicze pole walki. Ten, kto umie stawić opór w tej wojnie, ten przetrwa. To bardzo ważne. Muszę powiedzieć, że my nauczyliśmy się tego kilka lat temu – powiedział Łukaszenka.
Od początku marca na Białorusi trwają zatrzymania uczestników i organizatorów demonstracji przeciwko tak zwanemu dekretowi o pasożytnictwie (przewidującemu jednorazowy podatek od osób, które nie pracowały co najmniej 183 dni w ciągu roku i nie zarejestrowały się oficjalnie jako bezrobotni) i w związku z trudną sytuacją gospodarczą.
Według niezależnego Centrum Praw Człowieka "Wiasna" zatrzymano już 240 osób. Wielu z nich wymierzane są kary aresztu lub grzywny. W aresztach przebywa wielu liderów i działaczy środowisk opozycyjnych.
Zarzuty pod adresem Polski i Litwy
Łukaszenka poinformował we wtorek, że na Białorusi zatrzymano uzbrojonych ludzi, którzy przygotowywali prowokację. Jak dodał, pieniądze na szkolenie wojskowe "piątej kolumny" docierały na Białoruś przez terytorium Polski i Litwy. Według niego jeden z obozów, w których prowadzono szkolenia z bronią, znajdował się w okolicach Bobrujska i Osipowicz, a pozostałe na Ukrainie. - Wydaje mi się, że także na Litwie lub w Polsce, nie jestem pewny, ale gdzieś tam - dodał prezydent.
Po tej deklaracji zaczęły się także zatrzymania osób, które – jak twierdzą władze – uczestniczyły w przygotowaniach do masowych zamieszek. Od wtorku zatrzymano 26 osób, w tym byłego więźnia politycznego Źmiciera Daszkiewicza. W piątek zatrzymano także wiceszefa opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Mikałaja Kazłoua.
Autor: tas//rzw / Źródło: PAP