Live Earth: 22 godziny grania od brazylijskiej Copacabany po stadion futbolowej drużyny Giants w amerykańskim New Jersey, największe gwiazdy światowej muzyki wołające o pomoc w obliczu zanieczyszczenia naszej planety. Co zostało po imprezie Al'a Gore'a? Góry śmieci.
Ale za to sprawnie wynoszonych przez uczestników koncertów. Efekty akcji edukacyjnej prowadzonej przez byłego wiceprezydenta USA można było na żywo zobaczyć w New Jersey.
W hali jednego z czołowych zespołów uwielbianego przez Amerykanów - amerykańskiego futbolu, setki słuchaczy po zakończeniu show grzecznie zabrało swoje kubki po Coca Coli w iście amerykańskim rozmiarze, serwetki po hot-dogach i pudełka po pączkach, a potem wrzuciło je do kubłów ze śmieciami. Oczywiście - posegregowanych. - To był dobry dzień - chodziło w nim zarówno o muzykę, jak i o sprawę - podsumował jeden ze słuchaczy wychodzących po koncercie.
Podobnie było na Copacabanie - najsłynniejszej plaży Rio de Janeiro, gdzie na koncert przybyło ok. 300 tys. osób. Show rozpoczęła Macy Grey, a skończył gwiazdor amerykańskiego rocka Lenny Kravitz. Po wszystkim tysiące wolontariuszy uzbrojonych w worki na śmieci zabrało się do sprzątania i w kilka godzin po zakończeniu koncertu, teren był czysty.
Festiwal Live Earth miał na celu uwrażliwienie ludzi na całym świecie na problem zanieczyszczenia naszej planety, powodującego ocieplenie klimatu. Jego inicjatorem jest były amerykański wiceprezydent z czasów rządów Billa Clintona - Al Gore. Koncerty w ramach imprezy zorganizowano w Sydnej, Tokio, Szanghaju, Hamburgu, Johannesburgu, Londynie, Waszyngtonie oraz wspomnianych New Jersey i Rio de Janeiro. Spośród gwiazd na nich występujących, najjaśniej błyszczały Madonna, Red Hot Chilli Peppers i Police. Live Earth nawiązuje do słynnych globalnych festiwali organizowanych przez Boba Geldoffa - Live Aid z 1985 roku i Live 8 z 2005.
Źródło: Reuters, TVN24