Wstępne wyśledzenie kontaktów osoby zakażonej specjalnemu zespołowi zajmuje kilkanaście minut. W tym celu służby korzystają z danych z prywatnych telefonów i kart kredytowych. Mimo to, w obawie przed nawrotem choroby, urzędnicy robią krok w tył i przywracają część restrykcji. O metodach walki z pandemią COVID-19 trudnych do wprowadzenia w innych państwach i ostrzeżeniu dla świata, jakie płynie z Korei Południowej, pisze brytyjski "Financial Times".
Przed powrotem na zajęcia do szkół rodzice południowokoreańskich dzieci zobowiązani są do wypełnienia internetowego formularza, w którym opisują, czy dziecko w ostatnim czasie gorączkowało, czy ma problemy z oddychaniem, a także czy kontaktowało się z kimś, kto powrócił z zagranicy lub był na kwarantannie - pisze we wtorek brytyjski "Financial Times".
Mimo to szkoły stosują nadzwyczajne środki ostrożności. Plany lekcji opracowano tak, aby zmniejszyć liczbę uczniów przebywających w tym samym czasie w klasach i zapewnić między nimi odpowiedni dystans. Uczniowie proszeni są o to, by nie rozmawiać z rówieśnikami, a na stołówkach oddzielają ich plastikowe ścianki. Część zajęć wciąż odbywa się w trybie zdalnym.
Sanitarny reżim, któremu poddani są uczniowie i ich rodzice, to tylko jeden z przykładów nowych regulacji nakładanych przez władze w celu uniknięcia drugiej fali pandemii COVID-19. Korea Południowa powstrzymała lawinowy wzrost zachorowań już w kwietniu i rozluźniła kampanię dystansowania społecznego, stając się przykładem dla świata na to, jak radzić sobie z chorobą.
W ostatnich tygodniach w kraju wykrywane są jednak nowe ogniska choroby, co według "Financial Times" dowodzi, że rządy na całym świecie powinny zachowywać czujność przy odmrażaniu swoich gospodarek, co może okazać się równie trudne, jak sama izolacja. "Musimy otrząsnąć się z fantazji o powrocie do rzeczywistości, jaką znaliśmy" - powiedział, cytowany przez dziennik, burmistrz Seulu Park Woon-soon.
Rządy powinny pozostać gotowe do reakcji
Ostrzeżenia płynące z Seulu pojawiają się w czasie, gdy światowe rządy, od konserwatystów Borisa Johnsona po socjalistów Pedro Sancheza, decydują się na łagodzenie ograniczeń, starając się minimalizować straty płynące z wyniszczającego gospodarkę lockdownu. To z kolei, według dziennikarzy "Financial Times", stwarza pole do szybszego rozwoju koronawirusa, szczególnie w dużych metropoliach, takich jak Londyn czy Nowy Jork.
Zdaniem profesora epidemiologii z Uniwersytetu w Hongkongu Bena Cowlinga, w związku z doświadczeniami Korei Południowej, rządy na świecie powinny pozostać w najbliższej przyszłości gotowe do szybkiej reakcji.
"Gdy liczba zakażeń ponownie zacznie rosnąć, najskuteczniejszym działaniem będzie przywrócenie dystansu społecznego. Wiemy jednak, że rządy będą niechętne do podejmowania takich kroków w sytuacji, gdy dopiero co złagodziły obostrzenia" - mówił naukowiec, dodając, że bez odpowiednich działań będzie można spodziewać się jeszcze większej liczby zakażeń.
"Wsparcie ze strony obywateli jest niezbędne do osiągnięcia sukcesu"
Rząd w Korei Południowej stara się uniknąć powyższego scenariusza. Wśród naukowców i urzędników zapanowało przekonanie, że władze popełniły błąd, pozwalając na zbyt wczesne otwarcie przestrzeni publicznej dla zbyt dużej liczby osób, bez uprzedniego ich skontrolowania.
W związku z tym urzędnicy w Seulu, gdzie rozwijają się nowe ogniska chorobowe, zrobili krok w tył. Część uczniów, mimo ostatecznego otwarcia placówek w całym kraju na początku czerwca, pozostało w domach. Bary i kluby, z których część w maju stała się ogniskami COVID-19, ponownie zamknięto. Pewne ograniczenia przywrócono także w innych miejscach użytku publicznego, jak muzea, parki czy obiekty sportowe.
"Financial Times" zwrócił uwagę, że w ostatnich tygodniach liczba nowych dziennych zakażeń w kraju waha się między 25 a 80, z czego większość dotyczy Seulu. Władze stolicy zapowiadają utrzymanie środków ostrożności do czasu, aż dzienny przyrost będzie jednocyfrowy.
Restrykcje przywrócono także w pozostałej części kraju. Mieszkańcy są zobowiązani do noszenia maseczek w środkach komunikacji miejskiej oraz taksówkach. Od zeszłej środy każdy, kto odwiedza miejsca publiczne, takie jak restauracje czy kawiarnie, zobowiązany jest do skanowania kodów QR w specjalnej aplikacji, co umożliwi śledzenie ruchu osób.
Według burmistrza Park Woon-soona Seul pokazuje światu, że ponownego otwarcia należy dokonywać w oparciu o rygorystyczne środki sanitarne, ale również o pokorę, umiejętność przyznawania się do błędów i wyciągania z nich wniosków. "Ludzie nie mogą żyć sami w domach wiecznie. Jeśli będziemy przestrzegać środków ostrożności, prawdopodobnie zapobiegną one masowym zachorowaniom" - dodał.
"Współpraca i wsparcie ze strony obywateli są niezbędne do osiągnięcia sukcesu w powstrzymywaniu wirusa" - oświadczył z kolei rzecznik ministerstwa zdrowia Son Young-rae.
Południowokoreański sposób na walkę z wirusem
Według międzynarodowych standardów obowiązujących na początku pandemii, imponującym było dokonanie, które osiągnęli urzędnicy południowokoreańskiego ministerstwa zdrowia. W ciągu dwóch tygodni udało im się wyśledzić i przetestować około 9 tysięcy członków Kościoła Jezusa Shincheonji w mieście Daeng, pierwszego ogniska pandemii w kraju.
Trzy miesiące później grupie urzędników z Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom w nowym ognisku wirusa w siedzibie jednej z dużych firm udało się znaleźć i przebadać 5 tysięcy osób narażonych na kontakt z COVID-19. Zrobili to w trzy dni. Według "Financial Times", jest to przykład na to, jaki postęp poczyniono w Korei Południowej w celu lokalizowania nowych przypadków.
"W przypadku pierwszego zakażenia związanego z klastrem Shincheonji wyśledzenie dokładnej drogi, jaką przebyła zainfekowana osoba, zajęło około 5-6 dni. Obecnie, podstawowe dane na ten temat jesteśmy w stanie uzyskać w 10-20 minut" - mówił, cytowany przez dziennik, Son Young-rae.
"Jeśli chcielibyśmy odtworzyć drogę 40 osób, które kontaktowały się z zakażonym, możemy to zrobić w ciągu jednego dnia. To duża różnica. Im wolniejszy będzie ten proces, tym więcej ludzi pozostanie narażonych na infekcję" - dodał.
Dziennik zwrócił uwagę, że wpływ na tak szybki proces mają przepisy, które Korea Południowa wprowadzała w czasie poprzednich epidemii SARS i MERS. Zgodnie z nimi Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom uzyskało dostęp do danych z telefonów komórkowych, kart kredytowych i zapisów z kamer monitoringu przemysłowego, w celu wyśledzenia trasy i kontaktów nosiciela.
Od lutego zespoły reagowania z południowokoreańskiego resortu zdrowia wyśledziły i przebadały około miliona osób, które były w mniejszym lub większym stopniu powiązane z około 100 ogniskami wirusa w całym kraju.
"FT": świadomość na temat zagrożenia się zmniejsza
Według "Financial Times" środki, które stosują południowokoreańskie służby, dają im przewagę w szybkości wykrywania nowych przypadków nad innymi krajami, w których przepisy o ochronie danych osobowych są znacznie ostrzejsze.
Gazeta zwraca także uwagę na zmęczenie, które towarzyszy obywatelom wielu państw po wielomiesięcznej izolacji, zwłaszcza w krajach, w których system opieki zdrowia nie jest już tak przeładowany, a dzienny bilans nowych infekcji albo się wypłaszczył, albo znacznie spadł. Według ekspertów z dziedziny zdrowia publicznego, w razie ponownego wzrostu zachorowań rządy tych krajów będą miały problem z wprowadzeniem nowych restrykcji.
Zdaniem naukowców, przywoływanych przez brytyjski dziennik, protesty przeciw rasizmowi i nierównościom, które w ostatnich tygodniach przetaczają się przez USA i inne kraje świata, a w czasie których nie są przestrzegane zasady dystansowania się społecznego, pokazują, że świadomość ludzi na temat zagrożenia COVID-19 uległa zmniejszeniu.
Koronawirus na świecie
Od początku pandemii COVID-19 na świecie zachorowało już ponad 8,1 miliona osób, z których blisko 440 tysięcy zmarło. Wyzdrowiało ponad 4,2 miliona zakażonych.
Najgorsza sytuacja utrzymuje się w USA, gdzie potwierdzono blisko 2,2 miliona przypadków zakażenia koronawirusem, a zmarło 118 tysięcy osób. W Korei Południowej odnotowano 12 tysięcy zachorowań, zmarło 278 osób.
Źródło: "Financial Times"