Okazuje się, że koronawirus może powodować ogromne, długofalowe spustoszenie w organizmie zakażonych. Najnowsze badania wskazują choćby na ostrą niewydolność nerek. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Gdy Theresa Francisco opuszczała o własnych siłach szpital Mount Sinai w Nowym Jorku, żegnały ją owacje dawnych współpracowników. Kobieta jest emerytowaną pielęgniarką - przez 38 lat pracowała właśnie w tym szpitalu. Teraz byli koledzy dosłownie przywrócili ją do życia. - Przeszłam na emeryturę w styczniu tego roku, a teraz wróciłam do Mount Sinai jako pacjentka z COVID-19, jestem tu od 27 marca, dzisiaj wychodzę – mówi Theresa Francisco.
Emerytowana pielęgniarka miała problemy z oddychaniem, przez tygodnie leżała pod respiratorem, doszło do ostrej niewydolności nerek - tak jak u wielu innych pacjentów z koronawirusem. Lekarze z Nowego Jorku przeanalizowali wyniki 5449 osób - ostra niewydolność nerek rozwinęła się u co trzeciego pacjenta hospitalizowanego z powodu COVID-19. 14 procent chorych z niewydolnością trzeba było dializować.
Autor badania wskazuje, że te dane mogą być cenną wskazówką dla szpitali na całym świecie. - Potrzeba więcej nefrologów, więcej pielęgniarek w stacjach dializ, więcej techników – zwraca uwagę dr Kenar Jhaveri, szef nefrologii z uniwersytetu medycznego Hofstra/Northwell w Great Neck w Stanie Nowy Jork.
Niewydolność nerek rozwinęła się u 90 procent chorych, którzy byli intubowani, a stąd mogą płynąć kolejne wnioski. - Sądzimy, że jest to związane z tym, że pacjenci są bardzo chorzy, a do tego intubowani. Pojawiają się jednak badania dowodzące, że wirus może infekować także nerki i być może bezpośrednio na nie wpływać – twierdzi Kenar Jhaveri.
"Skala incydentów naczyniowych znacząco wzrasta u pacjentów, którzy chorowali na COVID-19"
Naukowcy wierzą, że każdy kolejny dzień przybliża nas do pełniejszej wiedzy o tym, czym jest wirus SARS-COV-2. Portal Bloomberg przytacza szereg badań, które wskazują, że koronawirus może także wywoływać długoterminowe problemy zdrowotne. Między innymi długotrwałe obniżenie wydolności oddechowej, wynikające ze zwłóknienia płuc.
- Jeżeli w trybie bardzo pilnym, szybkim, gwałtownym dochodzi do uszkodzenia płuc, to są to zmiany nieodwracalne. To tak, jakbyśmy mieli blizny w płucach – mówi Tomasz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc Szpitala Uniwersyteckiego im. Norberta Barlickiego.
O występowaniu problemów z oddychaniem nawet dwa miesiące po ustąpieniu pierwotnych objawów donoszą naukowcy z Hongkongu. Z kolei badanie tomografem komputerowym 70 pacjentów z Wuhanu pokazało, że 66 już po opuszczeniu szpitala miało uszkodzone płuca. - Skala incydentów naczyniowych, takich jak udary mózgu czy incydenty zakrzepowo-zatorowe, znacząco wzrasta u pacjentów, którzy chorowali na COVID-19 – mówi Tomasz Karauda.
"Wirus atakuje bezpośrednio komórki mięśnia sercowego"
Wirus zagraża też sercu - mówią badacze z Los Angeles. Zapalenie mięśnia sercowego, podobnie jak po przejściu grypy, może dać o sobie znać już po przejściu głównej infekcji. - Wirus bezpośrednio atakuje komórki mięśnia sercowego, powodując ich dysfunkcję, ich rozpad. Przez to dochodzi do pogorszenia funkcji mięśnia sercowego jako pompy i rozwoju niewydolności serca – wskazuje prof. Marcin Grabowski z Kliniki Kardiologii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Kardiolodzy zwracają uwagę na jeszcze jeden problem, w pewnym sensie wywołany przez pandemię. Pacjenci rzadziej zgłaszają się do lekarzy o pomoc – nawet, gdy sprawa jest poważna.
Kardiolog prof. Krzysztof Filipiak obawia się "wysypu pacjentów z niewydolnością serca, która nie będzie pochodną tego, że ktoś miał jakieś zakażenie i wirus uszkodził mu mięsień sercowy, ale z tego, że nie było należytej opieki kardiologicznej". Tym bardziej, że po wielotygodniowym okresie zamrożenia przyjęć i zabiegów planowych, kolejki oczekujących pacjentów będą się wydłużać.
Źródło: TVN24