Brytyjski "Guardian" odpalił kolejną bombę, która może zaszkodzić Barackowi Obamie, a która pokazuje, że jego administracja niewiele różni się od tak krytykowanej administracji jego poprzednika, George'a W. Busha. Według Brytyjczyków, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Agency) zbierała dane na temat rozmów telefonicznych milionów abonentów firmy telekomunikacyjnej Verizon Communications.
Prezentowany przez "Guardian" nakaz specjalnego sądu zajmującego się nadzorem nad amerykańskim wywiadem (U.S. Foreign Intelligence Surveillance Court) podpisany jest jako "ściśle tajny". Mimo to wyciekł do dziennikarzy.
Wynika z niego, że sędzia Roger Vinson nakazał 25 kwietnia Verizon's Business Network Services Inc oraz Verizon Business Services przekazywanie NSA danych dotyczących rozmów codziennie aż do 19 lipca 2013 roku.
Nakaz, wydany na żądanie FBI, mówi o konieczności przekazywania każdego wydzwonionego numeru, miejsca, z której został wykonany, a także długości rozmów i ich częstotliwości. Nakaz nie wspomina jednak o treści rozmów.
Urzędnicy Białego Domu rano polskiego czasu nie komentowali sprawy, milczało też NSA i firma Verizon. Rywal Verizona, AT%T Inc, odmawiał z kolei odpowiedzi na pytanie, czy również ta firma nie musi dostarczać danych rządowi. Nie wiadomo, po co FBI i NSA takie dane.
Po godzi. 13 czasu polskiego agencja Reutera podała, że wysoki urzędnik administracji Obamy potwierdził, iż dane z Verizonu były zbierane. Dodał jednak, że były to dane o numerach telefonicznych czy długości rozmowy, ale nie np. treści rozmów.
Afera goni aferę. Widmo Nixona krąży
Informacje o zbieraniu tak wrażliwych danych przez rządową instytucję mogą być kolejnym ciosem w wizerunek Baracka Obamy, który tak próbował odciąć się od George'a W. Busha potępianego powszechnie za politykę inwigilacji społeczeństwa na podstawie słynnego Patriot Act z 2001 roku (dawał on FBI ogromną władzę w zbieraniu informacji o obywatelach USA w celu walki z terroryzmem).
Poprzednie ciosy na Obamę spadły przy okazji skandali z urzędem podatkowym IRS, który poddawał szczególnie nadmiernym kontrolom organizacje pozarządowe związane z ruchami konserwatywnymi takimi jak Tea Party oraz w sprawie przejmowania na bezprecedensowo wielką skalę danych telefonicznych agencji Associated Press przez ministerstwo sprawiedliwości.
Administracja Obamy boryka się też cały czas z aferą dotyczącą polityki informacyjnej rządu po zamachach w libijskim Bengazi w ubiegłym roku, w których zginął m.in. ambasador USA. Niedawno wyszły na jaw dokumenty, które zdaniem republikanów potwierdzają od dawna rozpowszechnianą przez nich tezę, że w pierwszych dniach po zamachach administracja umyślnie zataiła fakt, iż był to atak terrorystyczny, by nie osłabiać szans Obamy w zbliżających się wyborach prezydenckich.
Przy takim skumulowaniu afer nic dziwnego, że pewien dziennikarz poważnej agencji prasowej pytał podczas jednej z konferencji prasowych rzecznika Białego Domu, "jak prezydent czuje się z tym, że jest porównywany do prezydenta Nixona".
Materiał "Faktów" TVN z 17 maja
Autor: mtom/k / Źródło: Reuters