Libijscy powstańcy po wdarciu się do twierdzy Kaddafiego strzelali na wiwat w powietrze. - To nie jest bezpieczny sposób wyrażania radości - mówią eksperci i zauważają, że wystrzelone w powietrze kule już niejednokrotnie przyczyniły się do śmierci wielu osób.
Strzelanie w powietrze z broni automatycznej to dość powszechna praktyka w wielu krajach świata. W ten sposób ze zdobycia kolejnej części Trypolisu cieszyli się też ostatnio libijscy powstańcy.
Eksperci zwracają jednak uwagę, że to dość niebezpieczne zajęcie, które regularnie powoduje śmierć przypadkowych osób. - Te kule przebywają długą drogę od momentu wystrzelenia - wyjaśnia specjalista od balistyki, David Dyson. - I nie wiadomo, gdzie wylądują. Zawsze jest prawdopodobieństwo, że przypadkowo kogoś zabiją lub ranią - dodaje.
Może przebić ludzką czaszkę
Przykładowo, trzy osoby zginęły w czasie świętowania Nowego Roku 2011 na Filipinach po tym, jak ktoś wypalił z pistoletu w powietrze. W 2010 roku turecki pan młody zabił trójkę swoich krewnych na własnym weselu, po tym jak wystrzelił kilka razy z kałasznikowa. W tym samym roku król Jordanii Abdullah II zakazał strzelania w powietrze, gdy dwie osoby zginęły, a 13 zostało rannych w jednym z takich incydentów. Rząd Macedonii także przeprowadził kampanię "Kule to nie pocztówki. Świętujcie bez broni". W 2005 roku serbskie władze ostrzegły swoich obywateli, że strzelanie w związku z obchodami Nowego Roku też musi się skończyć.
Ofiary kul wystrzelonych w powietrze nie ograniczają się tylko do Bałkanów, Azji i Bliskiego Wschodu. W samym tylko Los Angeles w latach 1985-1992 w ten sposób zginęło 38 osób.
Jak wynika z badań, wystrzelona z karabinu kula może przy spadaniu osiągnąć prędkość nawet 90 m/s (ponad 320 km/h), co wystarczy, by przebić ludzką czaszkę.
Źródło: bbc.co.uk