Pod koniec mają na afgańskich pustkowiach rozbił się francuski myśliwiec Mirage 2000. Dwaj piloci zostali uratowani, ale maszyna tak spadła na ziemię, że pozostała w znacznej mierze w całości. Konieczne stało się usunięcie wraku. Po Francuzach musiał posprzątać oddział amerykańskich marines, którzy całą akcję udokumentowali.
Operację przeprowadzono w dzień po katastrofie, ale amerykańska jednostka długo zwlekała z pokazaniem wykonanych przez siebie zdjęć.
Szybkość w uprzątaniu wraków ma znaczenie, bowiem fragmenty samolotu mogą wpaść w niepowołane ręce, lub mogą spowodować ofiary wśród ciekawskich dzieci.
Piloci Mirage katapultowali się wysoko nad ziemią, a pozbawiony kontroli samolot łagodnie opadł na płaską pustynię. Maszyna samodzielnie wylądowała na brzuchu w taki sposób, że w znacznym stopniu pozostała w jednym kawałku.
Przybyli na miejsce amerykańscy inżynierowie, których osłaniały oddziały francuskie i włoskie, zaczęli od zabezpieczenia wraku, tak aby ten nie wybuchł. Rozlane paliwo pokryto pianą gaśniczą, po czym brutalnie przeciągnięto wrak transporterem gąsienicowym kilkadziesiąt metrów dalej. Tam rozpoczęto wymontowywanie z niego wszystkich łatwopalnych i wybuchowych materiałów.
Następnie postanowiono pokawałkować wrak do mniejszych rozmiarów na potrzeby transportu. Nie patyczkując się z wartym niedawno miliony dolary sprzętem, Amerykanie umieścili ładunki C4 pod skrzydłami. Po efektownej i efektywnej eksplozji, pozostało jedynie odciąc resztki przewodów łączących kadłub ze skrzydłami.
Na zakończenie wrak w trzech kawałkach załadowano na platformę i cały oddział wyruszył z cennym złomem do odległej o dziesiątki kilometrów bazy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Marines