"Idziemy więc na dno czy źle zrozumiałem?". Czarne skrzynki Costy Concordii

Costa Concordia zatonęła dziewięć miesięcy temu u wybrzeży wyspy GiglioWikipedia/Rvongher (CC-BY-SA)

Seria błędów kapitana Schettino, chaos na mostku, nieprzestrzeganie procedur ewakuacji i błąd sternika, który pomylił nawet prawą burtę z lewą - to obraz, jaki wyłania się z ekspertyzy biegłych po analizie zapisu z czarnych skrzynek luksusowego statku Costa Concordia. W katastrofie, do której doszło dokładnie dziewięć miesięcy temu, zginęły 32 osoby.

Włoskie media rozpowszechniły najważniejsze wnioski ekspertów, rekonstruujących na wniosek prokuratury w mieście Grosseto w Toskanii przebieg wydarzeń styczniowej nocy na podstawie zapisu rozmów, zarejestrowanych na mostku kapitańskim. Chaos, niezrozumiałe rozkazy i błąd sternika Przede wszystkim potwierdzili oni wcześniejsze ustalenia śledztwa wskazujące na to, że wiele błędnych decyzji podjął tuż przed fatalnym w skutkach zderzeniem z podmorskimi skałami i zaraz po nim kapitan Francesco Schettino.

W opinii biegłych chaotyczne działania i brak jakiejkolwiek koordynacji pogorszyły sytuację, która i tak była już krytyczna. Specjaliści uznali, że rozkazy wydawane przez kapitana jeszcze zanim doszło do zderzenia ze skałami, a dotyczące zmiany kursu statku, były niekompletne i niezrozumiałe. Zapis czarnej skrzynki dowodzi, że kilku członków załogi prowadziło na mostku dyskusję, by wyjaśnić, jaki dokładnie padł rozkaz. Najbardziej zagubiony w tej sytuacji był, jak ustalono, sternik, który nie rozumiał tego, co się dzieje wokół niego, nie reagował w odpowiedni sposób, zwłaszcza w tak trudnych warunkach, jakie stwarzała bliskość brzegów wyspy.

Ostatecznie, tuż przed uderzeniem o skały przy wyspie, to właśnie sternik w atmosferze toczącej się wokół niego dyskusji popełnił błąd wykonując rozkaz i zamiast wziąć kurs na lewo, skręcił w prawo. "Idziemy więc na dno czy źle zrozumiałem?" Ponadto z przedstawionej dokumentacji wynika, że kapitan Schettino już 6 minut po zderzeniu ze skałami, otrzymawszy od podwładnych informację o wdzierającej się przez szczelinę wodę miał świadomość tego, że statek może zatonąć. Zapytał między innymi innych obecnych: "Idziemy więc na dno czy źle zrozumiałem?". Jednak alarm ogłosił dopiero po 50 minutach; na to właśnie położono nacisk w ekspertyzie. Tymczasem zgodnie z obowiązującymi procedurami kapitan powinien był natychmiast uruchomić procedurę awaryjną przewidzianą w przypadku kolizji i zawiadomić całą załogę o tym, co się stało. Schettino jednak zdaniem biegłych nie rozumiał powagi sytuacji i nie panował nad nią, a potem starał się zminimalizować to, co się stało, a co było konsekwencją manewru podpłynięcia do wyspy, który w ocenie ekspertów był "skrajnie ryzykowny". Mogło być mniej ofiar Włoska agencja prasowa Ansa zwraca uwagę na wnioski płynące z 270-stronicowej ekspertyzy. Wynika z nich jednoznacznie, że bilans katastrofy mógłby być mniejszy, gdyby przestrzegano wszystkich procedur, zwłaszcza dotyczących ewakuacji z pokładu. Za dodatkową trudność uznano kłopoty językowe członków międzynarodowej załogi; nie wszyscy władali biegle włoskim i przez to nie rozumieli, że sytuacja jest kryzysowa. Przytacza się także słowa kapitana jednostki, który w krytycznym momencie, gdy statek coraz bardziej nabierał wody, podczas rozmowy ze sztabem kryzysowym armatora martwił się, co powie prasie. Francesco Schettino po 6 miesiącach opuścił areszt domowy. Prokuratura postawiła mu między innymi zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci, doprowadzenia do katastrofy morskiej, próbę jej zatajenia przed władzami portowymi i ucieczkę z pokładu podczas ewakuacji. Łącznie grozi mu 15 lat więzienia.

Autor: jak//gak/k / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia/Rvongher (CC-BY-SA)