Idlib walczy. Annan czeka na odpowiedź Damaszku


Celem jest rozwiązanie polityczne i dyplomatyczne, ale jeśli ono zawiedzie, zagraniczne rządy dotrzymają słowa i dostarczą rebeliantom broń - zapewniał lider opozycyjnej Syryjskiej Rady Narodowej po spotkaniu ze specjalnym wysłannikiem ONZ do Syrii Kofim Annanem. Ten ostatni czeka na odpowiedź z Damaszku ws. "konkretnych propozycji", które złożył syryjskiemu rządowi. Cały czas toczą się walki w Idlib.

Annan i Burhan Ghaljun spotkali się w Ankarze, która stara się doprowadzić do rozwiązania regionalnego kryzysu. Turcy już zapowiedzieli, że następne spotkanie "Przyjaciół Syrii", czyli grupy państw arabskich i zachodnich, odbędzie się właśnie w Turcji.

Ma ono, jak zapewniał premier Recep Tayyip Erdogan, znaleźć sposób na skłonienie prezydenta Syrii Baszara el-Asada do zaprzestania krwawej rozprawy z opozycją, w której, jak szacuje ONZ, zginęło już co najmniej 7,5 tys. osób. Poprzednie spotkanie "Przyjaciół Syrii" odbyło się w Tunezji pod koniec lutego.

"Konkretne propozycje" Annana

Rozlewowi krwi ma też zapobiec misja Annana, który od kilku dni krąży po regionie z oenzetowską misją. Jak do tej pory bez wielkiego szczęścia. W ubiegłym tygodniu podczas spotkania z Asadem Annan usłyszał od Syryjczyka, że "rozwiązanie problemów" blokują "grupy terrorystyczne", czyli opozycja. W związku z tym misję byłego szefa ONZ do Syrii trudno uznać za udaną.

We wtorek, po spotkaniu z Ghaljunem, Annan oświadczył, że czeka na odpowiedź Damaszku na jego "konkretne propozycje". Nie chciał dziennikarzom ujawnić szczegółów swojej propozycji.

Ghaljun powiedział ze swojej strony, że "jeśli wspólnota międzynarodowa chce położyć kres krwawej przemocy, nie może jedynie składać pustych obietnic, a Liga Arabska publikować tylko komunikaty prasowe". Podkreślił, że "poważne i konkretne kroki w celu zakończenia przemocy" w Syrii powinny zostać podjęte właśnie przez grupę "Przyjaciół Syrii".

Zasadzki i walki uliczne

Tymczasem w Syrii nadal trwają krwawe walki między armią rządową a rebeliantami. Jak informuje Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie, grupa dezerterów zaatakowała wojskowy punkt kontrolny w 90-tysięcznym mieście Maarrat an-Numan, które leży w prowincji Idlib, na zachodzie Syrii. Co najmniej 10 syryjskich żołnierzy zginęło.

Od piątku trwa ofensywa wojsk rządowych w tym górskim regionie, graniczącym z Turcją. Jej celem jest stłumienie antyreżimowego powstania i przejęcie kontroli nad miastem Idlib oraz innymi miejscowościami, gdzie chronią się rebelianci.

W Idlib, oddalonym o godzinę drogi od Maarat al-Numaan, wciąż trwają walki. Siły rządowe kontrolują tylko część miasta, w poniedziałek armia bombardowała dzielnice Dbejt i As-Saura. Według świadków po ulicach krążą czołgi i pojazdy opancerzone, przerwane są dostawy wody i prądu, nie działają telefony komórkowe i stacjonarne.

Obawa o los Idlib

Przeciwnicy prezydenta Asada obawiają się, że w Idlib dojdzie do takiej ofensywy sił wiernych reżimowi jak w zbuntowanym Hims, zdobytym przez wojska Asada 1 marca po prawie miesięcznym oblężeniu i intensywnym bombardowaniu.

Rewolta w Syrii przeciwko reżimowi Asada, inspirowana arabską wiosną, trwa od roku. Według szacunków ONZ w wyniku tłumienia antyprezydenckich wystąpień przez siły rządowe oraz starć z dezerterami z armii zginęło co najmniej 7500 ludzi. Opozycja syryjska mówi o co najmniej 8,5 tys. ofiar, w większości cywilów. Władze syryjskie o rewoltę oskarżają "terrorystów", którzy chcą podzielić kraj.

Źródło: reuters, pap