Policjanci w cywilu wtapiali się w tłumy w Hongkongu, by "wrabiać" protestujących


Mamy powody podejrzewać, że policja mogła używać działających pod przykryciem funkcjonariuszy w czasie wielu poprzednich protestów, żeby wrabiać protestujących w te przestępstwa - mówi Catrina Ko, rzeczniczka antyrządowych protestów w Hongkongu. Przedstawiciele policji potwierdzili, że przebrani policjanci brali udział w demonstracjach, ale - jak twierdzi - nie prowokowali do radykalnych działań.

Wątpliwości komentatorów wzbudziły publikowane przez lokalne media nagrania, na których widać pomagających policji mężczyzn przebranych za uczestników protestu. Mężczyźni w czarnych cywilnych ubraniach, maskach chirurgicznych i kaskach asystowali w zatrzymaniach, nie okazując legitymacji policyjnych. Nie odpowiadali też dziennikarzom na pytania, czy są policjantami.

Rzeczniczka antyrządowych protestów Catrina Ko oskarżyła w poniedziałek policję o prowokowanie demonstrantów i wrabianie ich w przestępstwa. Wyjaśnień w sprawie roli przebranych policjantów zażądał również założyciel organizacji praw człowieka Civil Rights Observer Icarus Wong.

- Mamy powody podejrzewać, że policja mogła używać działających pod przykryciem funkcjonariuszy w czasie wielu poprzednich protestów, by wszczynać brutalne konflikty i brać udział w nielegalnych działaniach, takich jak wytwarzanie i używanie koktajli Mołotowa, ataki na posterunki policji przy użyciu cegieł czy posiadanie bardzo ofensywnej broni, a następnie wrabiać protestujących w te przestępstwa - powiedziała Ko na spotkaniu z mediami.

Policja broni się przed oskarżeniami

Przedstawiciel policji Tang potwierdził na konferencji prasowej, że podczas protestów obecni byli przebrani funkcjonariusze. Było to częścią operacji przeciwko "bardzo brutalnym uczestnikom zamieszek" - dodał. Zapewnił, że przebrani policjanci nie prowokowali demonstrantów do radykalnych zachowań.

Inny wysokiej rangi przedstawiciel policji Terence Mak odniósł się do sprawy młodej kobiety, która według protestujących została postrzelona przez policję w twarz, prawdopodobnie rodzajem amunicji nieśmiercionośnej, w wyniku czego ma połamane kości twarzy i może stracić prawe oko. Tang oświadczył, że nie ma dowodów wskazujących w jaki sposób doszło do tego urazu.

Mak bronił policjantów przed oskarżeniami o użycie nadmiernej siły na stacji metra Tai Koo, gdzie – jak widać na nagraniach publikowanych przez media – funkcjonariusze strzelali z bliskiej odległości w plecy uciekającym demonstrantom i bili ich pałkami. Mak wyjaśnił, że strzelano z amunicji pieprzowej, która powoduje tylko podrażnienia.

Policjanci potwierdzili również, że na stacji metra Kwai Fong na hongkońskich Nowych Terytoriach wystrzelono w niedzielę jeden granat z gazem łzawiącym. Zwrócili przy tym uwagę, że stacja ma "budowę półotwartą" i w przeciwieństwie do wielu innych nie znajduje się pod ziemią.

Była to już 10. z rzędu niedziela protestów przeciw administracji Hongkongu i zgłoszonemu przez nią projektowi nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiłaby m.in. przekazywanie podejrzanych do Chin kontynentalnych. Z tygodnia na tydzień demonstracje stają się bardziej gwałtowne i regularnie przeradzają się w starcia między ich uczestnikami a policją.

Protesty w Hongkongu w związku z planami zmian w prawie ekstradycyjnymPAP

Autor: tmw/adso / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: