- Hezbollah nie wiedział nic o czwartkowym ostrzale rakietowym wymierzonym w Izrael - twierdzi przedstawiciel organizacji w libańskim rządzie Mohammed Fnejsz. Tymczasem Izrael odpowiedzialnością za poranny atak obarczył libańskie władze. - Choć coraz bardziej prawdopodobnym jest, że za ostrzał odpowiadają Palestyńczycy, Izrael nie zwalnia z odpowiedzialności libańskich władz - powiedział Rafi Eitan, członek izraelskiej rady ministrów. Z terytorium Libanu wystrzelono w kierunku Izraela co najmniej trzy rakiety.
Hezbollah, Hamas: nie my strzelaliśmy
Kiedy w czwartek rano rakiety spadły na terytorium północnego Izraela podejrzenia padły w stronę ekstremistycznej szyickiej organizacji Hezbollah. - Hezbollah zapewnił libański rząd, że jest zaangażowany w zachowanie stabilizacji w Libanie i respektuje rezolucję Rady Bezpieczeństwa nr 1701 - powiedział Tareq Mitri, libański minister ds. informacji.
Podejrzenia o przypuszczenie ataku skomentował także Hamas. - Hamas prowadzi walkę wewnątrz Palestyny i naszą zasadą jest nieużywanie innej arabskiej ziemi, by odpowiadać na okupację - powiedział francuskiej agencji prasowej AFP rzecznik Hamasu, Raafat Morra.
Bejrut potępił atak rakietowy
Izrael zrzucił odpowiedzialność za ataki na libańskie władze. Te jednak odcięły się od porannych wydarzeń. To było naruszenie rezolucji ONZ - czytamy w oświadczeniu kancelarii premiera Fouada Siniora.
- Premier Siniora postrzega to, co się stało na południu [kraju - red.] jako naruszenie międzynarodowej rezolucji 1701 i coś, czego nie akceptuje i odrzuca - służby prasowe napisały w oświadczeniu. Premier wezwał do wszczęcia śledztwa w sprawie.
Rezolucja ONZ-u 1701 przywróciła pokój po 34 dniach działań zbrojnych Izraela przeciwko Hezbollahowi, libańskiej organizacji ekstremistycznych szyitów. Zginęło wówczas 1,2 tys. osób, w większości cywilów.
Rakiety spadają na Izrael
Trzy rakiety typu Katiusza spadły o świcie na północne tereny Izraela, w regionie Galilei. Raniły dwie osoby. W mieście Naharija zawyły syreny alarmowe. Szkoły i przedszkola zostały zamknięte.
Reakcja izraelskiej artylerii była natychmiastowa. Poleciało pięć pocisków. Wojsko chciało "precyzyjnie odpowiedzieć źródłu ognia" - oświadczył rzecznik armii izraelskiej.
Nie wiadomo kto atakował
We wczesnoporannych godzinach, w Izraelu zapanowała duża nerwowość. - Jeszcze Izrael nie podejmuje żadnych nerwowych kroków, na razie bada sytuację - mówił z Jerozolimy korespondent "Faktów TVN" Maciej Woroch w około dwie godziny po incydencie.
Informacje o włączeniu się do konfliktu Hezbollahu potwierdziły najpierw izraelska policja i libańskie służby. Potem zdementowała je izraelska stacja telewizyjna, powołując się na własne źródła w Libanie. Bo rakiety mógł wystrzelić miejscowy Hamas, żeby "pogorszyć sytuację i być może próbować Hezbollah i cały Liban w tę wojnę wciągnąć", relacjonował dziennikarz.
Hamas prowadzi walkę wewnątrz Palestyny i naszą zasadą jest nieużywanie innej arabskiej ziemi, by odpowiadać na okupację. Raafat Morra, rzecznik Hamasu
- Sytuacja jeszcze wydaje się mocno niepewna, ale jeżeli potwierdzą się informacje, że to Hamas a nie Hezbollah (...), to być może w Izraelu nie będzie tak nerwowo jak przez ostatnie kilkadziesiąt minut - relacjonował Woroch.
Jak groźny jest incydent wystrzelenia trzech rakiet? - To może znaczyć otwarcie drugiego frontu - mówiła Jacky Rowland, korespondentka stacji Al-Jazeera w południowym Izraelu.
Źródło: Reuters, Al Jazeera
Źródło zdjęcia głównego: Reuters/Fot. PAP/EPA