Policja w Mathurze zdecydowała się przekazać do Delhi śledztwo ws. domniemanego gwałtu na Polce w Indiach. Funkcjonariusze ustalili bowiem, że kobiety nie było w mieście, w którym miało nocą dojść do napaści - podaje Indianexpress.com.
Jak pisał "The Times of India", Polka miała zeznać, że 2 stycznia ok. godz. 10 wieczorem, razem ze swoją małą córeczką, czekała w Mathurze na drodze na taksówkę do oddalonego o 135 km Delhi. Nagle obok nich zatrzymał się "wielki, biały samochód". Kierowca wciągnął 35-latkę i jej dziecko do środka, odurzył, a potem zgwałcił. Polka twierdziła, że obudziła się na ławce na stacji kolejowej Nizammuddin na południu Delhi 3 stycznia rano.
Kobieta zgłosiła się na policję w Paharganj (północna dzielnica Delhi). Ekspertyza medyczna potwierdziła, że padła ofiarą gwałtu.
Policja: nie było jej w Mathurze
Tymczasem według ustaleń policji w Mathurze Polka w dniach od 1 do 4 stycznia przebywała w Delhi, a nie w Mathurze, gdzie miało dojść do napaści.
- Zeznania kobiety, na podstawie których została zarejestrowana jako ofiara gwałtu przez policję w Paharganj (północna dzielnica Delhi - przyp. red.), nie znajdują potwierdzenia w poszlakach - powiedział rzecznik policji w Mathurze Omvir Singh. - Sprawa zostanie przekazana do Delhi po tym, jak bilingi ofiary wykazały, że pomiędzy 1 a 4 stycznia przebywała ona w Delhi. W żadnym momencie nie odwiedziła Mathury. Wysłała dziesiątki sms-ów i wykonała kilka połączeń do swoich bliskich.
Polka: pojechałam do Mathury autobusem
Policja przesłuchała kilka osób w tej sprawie, m.in. kierowcę autobusu, którym - jak utrzymuje Polka - pojechała do Mathury 1 stycznia. Kobieta przekazała śledczym bilet.
Funkcjonariusze wysłuchali także adwokata, z którym - jak twierdziła Polka, podróżowała razem z córką 1 stycznia. - Powiedział nam, że wrócił do Mathury 2 stycznia o godz. 20. Zeznał, że Polka była w tym czasie w Delhi i nie towarzyszyła mu - wyjaśnił Singh.
I dodał: - Nie możemy kierować się jej oświadczeniem, że była na autostradzie, kiedy niezidentyfikowany napastnik w wielkim białym samochodzie wciągnął ją i jej dziecko do środka, a potem doszło do napaści na tle seksualnym. Nie mamy nic na potwierdzenie, że ona była w Mathurze, a wszystkie zebrane dotąd dowody temu przeczą.
Rzecznik powiedział, że zamierza napisać do polskiej ambasady, żeby ta udzieliła informacji o przeszłości Polki. Jednocześnie ujawniono, że kobieta była zatrzymana w 2010 roku, po tym jak wygasła jej wiza.
"The Times of India" podał, że Polka pochodzi z Warszawy, ale od trzech lat mieszkała w Mathurze, gdzie wstąpiła do wspólnoty religijnej. Na co dzień zajmuje się eksportem odzieży.
Historie o gwałtach wstrząsają Indiami
Od roku w Indiach trwa debata na temat przemocy seksualnej, wywołana przez brutalny gwałt zbiorowy w Delhi. 16 grudnia 2012 roku sześciu sprawców zaatakowało młodą studentkę i jej towarzysza w prywatnym autobusie, do którego para wsiadła wracając z kina. Kobieta został wielokrotnie zgwałcona; parę pobito przed wyrzuceniem z pojazdu na drogę. Po dwóch tygodniach 23-latka zmarła w szpitalu w Singapurze w wyniku obrażeń. Brutalna napaść wywołała oburzenie w kraju. Wybuchły protesty uliczne. W odpowiedzi rząd Indii wprowadził surowsze kary za napaści seksualne i inne przestępstwa wobec kobiet, np. handel kobietami czy atakowanie ich kwasem. Utworzono też sieć specjalnych sądów, które zajmują się wyłącznie sprawami dotyczącymi przemocy seksualnej. W ostatnich miesiącach dochodziło też w Indiach do gwałtów na cudzoziemkach.
Autor: pk/ja / Źródło: indianexpress.com
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia-CC-BY/ Poco a poco