W obecności szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso węgierski premier Viktor Orban zapewnił, że Węgry mogą zmienić kontrowersyjną ustawę medialną. Zastrzegł jednak, że musi być taki wymóg Unii Europejskiej lub potrzeba wynikająca z praktyki stosowania nowego prawa. Lecz zdaniem Orbana tak nie będzie.
- Mamy nadzieję, że wnioski analizy prawnej Komisji Europejskiej upewnią wszystkich, że ta ustawa jest zgodna z prawem europejskim - powiedział Orban na wspólnej konferencji prasowej z Barroso w Budapeszcie. - Jeśli jakiekolwiek obawy okażą się uzasadnione, jesteśmy gotowi znaleźć rozwiązanie - dodał.
Jak zapewnił, "jest gotowy zrobić wszystko", by ustawa medialna "nie położyła się cieniem na przewodnictwie węgierskim" w Radzie UE, rozpoczętym 1 stycznia.
Z kolei Barroso zapowiedział, że KE, która już w grudniu w liście unijnej komisarz ds. mediów Neelie Kroes wyraziła wątpliwości co do ustawy, "zbada ją w pełnym obiektywizmie". Jednocześnie zapewnił o zaufaniu do węgierskiej demokracji i respektowaniu prawa. - Premier Orban sam walczył z reżimem totalitarnym i nie mamy wątpliwości, że Węgry to demokratyczny kraj - powiedział Barroso.
Medialny knebel?
Nowa ustawa medialna weszła w życie 1 stycznia. Powołuje m.in. wpływową Radę ds. Mediów. Jest ona wybierana przez parlament i ma prawo karać media za "niezrównoważone politycznie" publikacje. Kary nakładane przez Radę mogą wynosić do 200 mln forintów (700 tys. euro) w przypadku mediów elektronicznych i 25 mln forintów (89 tys. euro) w przypadku dzienników lub publikacji internetowych.
Rada ma też prawo kontrolować wszystkie dokumenty mediów jeszcze przed stwierdzeniem wykroczenia. Według ustawy dziennikarze będą zobowiązani ujawniać swoje źródła w sprawach dotyczących bezpieczeństwa narodowego.
Po uchwaleniu nowego prawa, na węgierski rząd spadła lawina krytki. Zarówno z wewnątrz Węgier, jak i na arenie międzynarodowej. Zdaniem krytyków, ustawa jest "kneblem" i formą cenzury.
Źródło: PAP