Ambasador USA przy Unii Europejskiej Gordon Sondland uzupełnił swoje zeznania z października. Kongresmenom przyznał teraz, że we wrześniu przekazał doradcy prezydenta Ukrainy, iż Waszyngton prawdopodobnie nie wznowi wojskowej pomocy dla jego kraju, dopóki władze w Kijowie nie rozpoczną śledztw, których domaga się prezydent Donald Trump.
Nowe zeznania Sondlanda zostały opublikowane we wtorek przez Izbę Reprezentantów. Dzień wcześniej dyplomata przekazał je jako uzupełnienie do swojego przesłuchania z października. Ambasador stał się tym samym czwartym świadkiem twierdzącym, że pomoc wojskowa USA uzależniona była od śledztw w sprawie Huntera Bidena, syna politycznego rywala Trumpa, Joe Bidena, oraz domniemanego wpływu Ukrainy na wybory prezydenckie w USA w 2016 roku.
Rozmowa ambasadora z Andrijem Jermakiem, doradcą prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, została wcześniej opisana m.in. w zeznaniach charge d’affaires USA w Kijowie Williama Taylora. Prawnik Sondlanda zastrzegał wcześniej, że jego klient nie przypomina sobie tej konwersacji. Pamięć przywróciły mu – jak twierdzi sam Sondland – zeznania Taylora i innych świadków.
"Na początku września 2019 roku z braku jakiegokolwiek innego wytłumaczenia dla wstrzymania pomocy założyłem, że powiązano ją z proponowanym antykorupcyjnym oświadczeniem" – stwierdził Sondland. Dodał, że przekazał Jermakowi, iż "wznowienie pomocy USA prawdopodobnie nie nastąpi, aż Ukraina nie zapewni publicznego antykorupcyjnego oświadczenia, o którym dyskutujemy od wielu tygodni".
Wszechobecny Giuliani
Podczas przesłuchania w październiku Sondland przyznał, że rozmawiał kilkakrotnie z osobistym prawnikiem Trumpa Rudym Giulianim, który "kładł nacisk na to, że prezydent chciał publicznego oświadczenia od prezydenta Zełenskiego, zobowiązującego Ukrainę do zaangażowania się w sprawy antykorupcyjne". "Giuliani w szczególności wspomniał o wyborach z 2016 roku, łącznie z serwerem DNC (Krajowego Komitetu Demokratów) i Burismą, jako o dwóch dochodzeniach antykorupcyjnych, które są szczególnie ważne dla prezydenta" - dodał Sondland.
Wzmianka o DNC odnosi się do zdezawuowanej już teorii propagowanej przez otoczenie Trumpa, zgodnie z którą to nie Rosja, a Ukraina ingerowała w wybory w 2016 roku, a serwer komitetu demokratów znajdował się właśnie w tym kraju - wyjaśnia Reuters.
Drugie śledztwo miało dotyczyć Huntera Bidena i jego pracy dla ukraińskiej firmy gazowej Burisma Holdings. Sondland powiedział w październiku, że według Giulianiego Trump chciał śledztwa, które wykazałoby, że Hunter Biden był zamieszany w praktyki korupcyjne. Ukraińskie Narodowe Biuro Antykorupcyjne (NABU) poinformowało jednak, że śledztwo w sprawie Burismy dotyczyło okresu, gdy nie pracował tam jeszcze Biden junior.
Naciski i oskarżenia
Demokraci utrzymują, że prezydent USA i jego otoczenie naciskali na Zełenskiego, by ten ogłosił, że wszczyna te śledztwa. Ich zdaniem Trump chciał w ten sposób zaszkodzić Joe Bidenowi, który obecnie ma największe szanse na otrzymanie mandatu demokratów w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Dochodzenie w sprawie afery ukraińskiej i ewentualnego impeachmentu prezydenta prowadzą komisje spraw zagranicznych, wywiadu oraz nadzoru i reform w kontrolowanej przez Partię Demokratycznej Izbie Reprezentantów.
Śledztwo w sprawie ewentualnego odsunięcia prezydenta od władzy uruchomił raport sygnalisty, który poinformował o rozmowie telefonicznej Trumpa z Zełenskim z 25 lipca. Prezydent USA miał w niej naciskać na władze w Kijowie, by uruchomiły te dwa śledztwa jako "uprzejmość". Według demokratów Trump nadużył swojego urzędu. Trumpowi zarzuca się wywieranie presji na inne państwo w celu skłonienia go do ingerencji w amerykańskie wybory prezydenckie oraz próby zamaskowania tych zabiegów. Zeznania świadków potwierdzają jak dotąd ocenę i obawy sygnalisty, prezydent USA utrzymuje, że w rozmowie z Zełenskim nie popełnił błędów i była ona "perfekcyjna".
Autor: mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/ EPA/JIM LO SCALZO