Nie sądzę, aby sytuacja na Półwyspie Koreańskim przekształciła się w gorącą wojnę. Kim Dzong Un miałby wtedy świadomość całkowitej izolacji. Nawet żelazny sojusznik - Chiny - pozostawiłby go w samotności - powiedział w TVN24 prof. Edward Haliżak, dyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. W nocy z czwartku na piątek Kim Dzong Un postawił siły zbrojne w stan alertu i ogłosił gotowość wojsk rakietowych do ataku na Koreę Południową i Stany Zjednoczone. W sobotę Phenian ogłosił, że jest w "stanie wojny".
Według profesora Haliżaka sytuacja na Półwyspie Koreańskim weszła w nową fazę.
- To jakościowo nowy etap, który określiłbym jako testowanie nowego podejścia każdej ze stron tego konfliktu. Testuje tę nową sytuację reżim północnokoreański, Republika Korei wraz ze Stanami Zjednoczonymi, Chiny, a także społeczność międzynarodowa - powiedział Haliżak.
- W tym całym zamieszaniu i bogatej retoryce charakteryzującej się używaniem słów "wojna", mamy do czynienia z dwoma jakościowo nowymi elementami - dodał.
Przypomniał, że Stany Zjednoczone i Korea Południowa jednoznacznie ogłosiły, że jakakolwiek prowokacja ze strony Korei Północej spotka się z adekwatną odpowiedzią. - Druga jakościowa zmiana, myślę, że najważniejsza, to zmiana podejścia Chin - powiedział Haliżak.
W opozycji do reżimu
Pytany, co może się wydarzyć na Półwyspie Koreańskim w związku z ogłoszeniem przez Kim Dzong Una gotowości ataku na swojego sąsiada i Stany Zjednoczone, odpowiedział: - Nie sądzę, aby mogło się to przekształcić w gorącą wojnę. Wszyscy uczestnicy tego sporu mają świadomość, że przekroczenie pewnej granicy jest po prostu niemożliwe.
W jego ocenie reżim północnokoreański, przy całej swojej retoryce, nie powinien przekroczyć granicy, w konsekwencji ktorej nastąpiłaby wojna.
- Kim Dzong Un miałby świadomość całkowitej izolacji. Nawet żelazny sojusznik - Chiny - pozostawiłby go w samotności, nie udzielając mu wsparcia materialnego, politycznego i psychologicznego - zaznaczył Haliżak.
- Reżim północnokoreański zdaje sobie sprawę, że nie może bezwzględnie liczyć na wsparcie Chin, bo zmieniły one strategię odnośnie Półwyspu Koreańskiego - dodał.
Wyjaśnił, że Chiny opowiadają się za podziałem Półwyspu Koreańskiego na Koreę Północną i Południową. Poza tym światowe mocarstwa, w tym Rosja i Chiny, stoją w opozycji wobec reżimu północnokoreańskiego.
W tej sytuacji - jak zaznaczył - pytanie jest, jaką metodę może zastosować społeczność międzynarodowa, aby doprowadzić do denuklearyzacji Korei Północnej.
- Korea Północna nie posiada broni atomowej, posiada za to ładunki atomowe. Nie ma jednak możliwości ich przenoszenia. Może je zdetonować na granicy obydu Korei - powiedział Haliżak.
Przedstawią jako sukces
Według dyrektora Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW, nawet gdyby Kim Dzong Un postanowił się wycofać z gotowości ataku na Koreę Południową i Stany Zjednoczone, to i tak nie naraziłby się na śmieszność w swoim kraju.
- Społeczność Korei Północnej nie ma dostępu do informacji, w związku z tym odczytuje obecne zagrożenie jako generowane przez Koreę Południową i Stany Zjednoczone. A to, że to zagrożenie się nie zmaterializowało, zostanie przedstawione jako sukces młodego lidera, który utwierdzi jego pozycję w establishmencie północnokoreańskim - powiedział Haliżak.
Gotowość do ataku
W nocy z czwartku na piątek Kim Dzong Un postawił siły zbrojne w stan alertu i ogłosił gotowość wojsk rakietowych do ataku na Koreę Południową i Stany Zjednoczone.
Była to reakcja Phenianu na przelot nad Półwyspem Koreańskim dwóch amerykańskich bombowców strategicznych B-2. 11 marca Phenian na znak protestu przeciwko ćwiczeniom wojskowym USA i Korei Południowej oraz rozszerzeniu sankcji ONZ ogłosił, że nie będzie więcej uznawał kończącego wojnę koreańską rozejmu z 1953 roku ani wszystkich pozostałych porozumień odprężeniowych z Seulem.
Autor: MAC/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: EPA