To był prawdziwy koszmar dla Londyńczyków. W stolicy Wielkiej Brytanii zastrajkowało metro. Według władz miasta kosztowało to 50 milionów funtów, czyli ponad 230 milionów złotych.
We wtorek doszło do pierwszego z serii 24-godzinnych strajków w londyńskim metrze. Dlaczego właściwie pracownicy podziemnej kolei protestują? Jak relacjonował z Londynu korespondent Faktów TVN Marcin Woroch, "związkowcy sparaliżowali system w proteście przeciwko planowanym przez szefa metra zwolnieniom 800 pracowników".
Utknęło 3,5 mln
Sprawa wygląda dość poważnie, ponieważ każdego dnia z tego rodzaju transportu korzysta w Londynie ponad 3,5 mln ludzi. Tylko jedna z 11 linii kursowała w środę zgodnie z rozkładem. - Z wielu stacji podróżni odchodzili z niczym, bo były po prostu zamknięte - opowiadał reporter.
Londyńczycy nie kryli, ze sytuacja nie należy do najbardziej komfortowych. - Jest ciężko. Trudno zdążyć na spotkania, ale musimy dać sobie radę - mówił jeden z nich.
Strajk bez powodu?
Burmistrz Londynu Boris Johnson, który we wtorek na spotkanie na londyńskiej giełdzie przyjechał na rowerze, ocenił, że związki zawodowe nie mają powodu do strajku. - Zostali zapewnieni, że zmiany w zatrudnieniu nie będą obejmować przymusowych zwolnień, że każda stacja zachowa kasę, jeśli obecnie ją posiada - powiedział.
Londyńczycy muszą się uzbroić w cierpliwość, bowiem pracownicy metra zaplanowali przed końcem roku jeszcze trzy takie same protesty.
Źródło: Fakty TVN, PAP