Problem z dopalaczami nie dotyczy jedynie Polski. W ostatnich latach zmierzyła się z nim prawie cala Europa. I chociaż trudno znaleźć kraj, gdzie udało by się tę walkę w stu procentach wygrać, to jednak w niektórych państwach udało się sprowadzić dopalacze do problemu marginalnego - głównie stanowczością i konsekwencją.
Jak mówi Michał Kidawa z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii Węgrów dopalacze wydają się po prostu "nie kręcić". - Rozmawiałem z kolegą z Węgier, który powiedział mi, że oni mają ok. 10 sklepów, które oferują tego typu produkty i dla nich to w ogóle nie jest problem, tzn. to jest bardzo niszowe. Stosunkowo mało osób z tego korzysta - mówi Kidawa.
Większy problem z dopalaczami mieli Niemcy. Tam jednak już od lat funkcjonuje prawo, które daje ministrowi zdrowia skuteczny środek do walki z ciągle modyfikowanymi substancjami. - Minister zdrowia ma prawo wycofać pewne produkty z rynku na jeden rok i wtedy rozważa wprowadzenie ich pod kontrolą stałą lub wycofanie się z tego wprowadzenia - tłumaczy Michał Kidawa.
Ostro jak w Irlandii
Zupełnie inną drogę wybrała Irlandia. - W 2010 zaczął się wielki boom na te sklepy i okazało się, że codziennie jest otwierany nowy. I to nie tylko w dużych miastach, ale też na prowincji - mówi Louis Jacob, irlandzki dziennikarz mieszkający w Polsce
Po protestach mieszkańców i zmasowanej krytyce mediów rząd zdecydował się obrać bardzo ostry kurs przeciwko dopalaczom. W ciągu pół roku przygotował najbardziej restrykcyjne prawo w Europie. - Pojawiła się lista substancji zakazanych, a jeśli ktoś będzie nimi handlował, to może dostać nawet dożywocie. Za posiadanie grozi nawet osiem lat więzienia - mówi Jacob. - Mniej więcej po tygodniu sprzedawcy zaczęli się zastanawiać, że może uda im się sprowadzić takie substancje, których nie ma na tej liście. Ale w zaledwie dwa dni rząd wydał nową ustawę, która zakazywała handlu wszystkimi środkami, które powodowały reakcje psychoaktywne i były wykorzystywane niezgodnie z pierwotnym przeznaczeniem - mówi dziennikarz.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24