- Kiedy się obudziłem, nie miałem nerki - takie zeznania w komisariatach północnych Indii złożyły już dziesiątki ludzi. Indie są wstrząśnięte "aferą nerkową", której ofiarami mogło paść nawet pół tysiąca Hindusów.
- Podejrzewamy, że ci lekarze mogli pozbawić nerek od 400 do 500 ludzi - mówi szef policji w Gurgaon niedaleko stołecznego New Dehli, w którym to mieście odkryto nielegalną klinikę, w której niczego nieświadomym ludziom wycinano organy.
W związku ze sprawą, która zelektryzowała cały kraj, aresztowano już kilku lekarzy, chociaż w przestępczy proceder mogło być zamieszanych nawet 50 medyków. Indyjskie media alarmują jednak, że głowa "lekarskiej szajki" - Doktor Horror, jak nazywa go "India's Mail Today" - wciąż jest na wolności. Prawdopodobnie został ostrzeżony i uciekł za granicę.
Z Indii wyjechali również pacjenci, którzy w Gurgaon oczekiwali właśnie na przeszczep - dwóch Amerykanów i trzech Greków.
Kim były ofiary?
Przymusowymi i nieświadomymi dawcami nerek byli Hindusi, którzy w poszukiwaniu pracy ściągają z całego kraju do Gurgaon - indyjskiej stolicy hi-tech. Lekarze-właściciele kliniki wabili ich ofertami pracy, a potem w "lecznicy" usypiali i wycinali nerkę. Wobec niektórych posuwali się również do gróźb, przystawiając do głowy pistolet, wymuszając "dobrowolne" oddanie nerki.
Niektórzy mieli więcej szczęścia i za swoje nerki dostawali nawet ok. 1 tys. dolarów - dziesięć razy mniej niż wynosiła cena sprzedaży bogatym pacjentom. Ale i im grożono śmiercią, jeśli opowiedzą komuś o klinice.
"Afery nerkowe" nie są w Indiach niczym nowym. Ostatnia wielka fala oddawania organów - wtedy dobrowolnego - miała miejsce po wielkim tsunami, które nawiedziło Indie w 2004 r.
Źródło: AOL, AP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu